intruz
W mediach trwa nagonka na kibiców, którą nakręcają policjanci. Co ciekawe nasza policja nie jest wcale święta,a wręcz przeciwnie, co jakiś czas słychać o nieprawidłowościach w polskiej policji, o korupcji, gwałtach na komisariatach, naduzywaniu uprawnień itd itp dlatego powstał nowy temat na tym forum, gdzie można wklejać linki do różnych artykułów jak rownież można komentować te wydarzenia. Mimo naszego specyficznego stosunku do policji postarajcie się by komentarze były na poziomie i nie rzucajcie mięsem.
Na początek tekst za: www.fanslask.prv.pl
"Witam, chciałem się z Wami podzielić moimi spostrzeżeniami z wyjazdu na mecz do Legnicy z nieco specyficznej perspektywy. Przede wszystkim chciałbym podkreślić chamstwo i bezczelność "stróżów prawa", oraz niekompetencje pracowników pociągu.
Ale od początku: Od 2000 roku poruszam się na wózku, po wypadku, którego wynikiem jest paraliż od szyi w dół. Wcześniej w latach 90-tych jeździłem na mecze Śląska, po wypadku regularnie jestem na Oporowskiej. Bardzo ucieszyła mnie więc propozycja kolegów, którzy zaproponowali mi wyjazd do Legnicy (sam nie byłbym w stanie się tam dostać). Bliski wyjazd, zgoda z Miedzią, świetne połączenie, wszystko wskazywało na sielanke, na wyjazd mający dać odpocząć od codziennego, trudnego życia kaleki.
Zaczęło się obiecująco: początek podróży na stacji Nowy Dwór, parę kombinacji...
by wnieść wózek przez mega wąskie drzwi wagonu, w końcu start. Przyjemna, spokojna podróż skończyła się w połowie drogi, gdy do mnie i trzech kolegów opiekujących się mną dotarła pani konduktor wraz z zamaskowanymi milicjantami. Oczom nie mogłem uwierzyć gdy zobaczyłem przed sobą czarnego zbója z karabinem, którym wymachiwał niczym kowboj w westernie. Natychmiast zażądałem schowania karabinu co spotkało się z głupim uśmiechem. I wtedy zaczęła się farsa. Pani konduktor stwierdziła, że moje dokumenty nie dają mi prawa do podróży wraz z opiekunem po zniżkowej cenie. Natychmiast poprosiłem o przeczytanie 9 pkt w jej książce, mówiących o tym kto i z jakimi dokumentami ma prawo do zniżek. Po przeczytaniu 2 pkt stwierdziła że utrudniam jej prace, na co stojący obok milicjant zareagował w sposób który wszystkich zaskoczył: Zaczął mnie spisywać (tylko mnie), stwierdzając że koszulka Śląska którą miałem na sobie sprawia, że nie kwalifikuję się do zniżek i że miejsce kaleki jest w szpitalu a nie na meczu. Nie zapomniał też postraszyć mnie, że zaraz aresztuje moich kolegów, w efekcie czego nie będzie miał kto pchać mi wózka. W tym samym czasie trwała dyskusja z panią konduktor o moich dokumentach, która zakończyła się stwierdzeniem, że ja nie jestem chyba niepełnosprawny. Z twarzy milicjantów nie znikał uśmiech, mieli świetną zabawę. Cała farsa zakończyła się w Legnicy decyzją kierownika pociągu, który jedyny zauważył, że osoba na wózku i jej opiekun chyba faktycznie ma prawo do zniżkowego przejazdu.
Myślałem, że dotarcie do Legnicy zakończy ten niemiły incydent. Szybko się jednak okazało że na miejscu jest jeszcze paru psychicznie chorych milicjantów, którzy zamierzali się mną zaopiekować, paru z nich sądziło że przyjechałem na maraton:
- szybciej tym wózkiem, zamontuj sobie motor.
Czy najbardziej ujmujące:
- Jak Ci zajebie od razu wstaniesz.
Po tym ostatnim zdecydowanie zatrzymałem się i stwierdziłem głośno, że nie mam ochoty na spacer z takimi chamami. Interwencja jakiegoś wyższego sprawiła, że udało nam się odbić.
Nie należę do mięczaków, jednak opisuje zachowanie "stróżów prawa", by zwrócić uwagę na ich brak kultury, wyrozumiałości i chamstwo.
Dziękuje kolegom za opiekę, możliwość obejrzenia Śląska na wyjeździe, za emocje. A milicjantom gratuluje dobrej zabawy i oryginalnego humoru. Może się kiedyś spotkamy na rehabilitacji jak któryś z was trafi na wózek, pośmiejemy się wtedy razem..."
Źli policjanci
Branie łapówek, kradzieże, oszustwa, udział w gangu - trudno znaleźć przestępstwo, którego nie popełniłby policjant. W tym roku z konflikt z prawem weszło już ponad 300 stróżów prawa
W Biurze Spraw Wewnętrznych, czyli "policji w policji", funkcjonariusze łapią się za głowę, przeglądając słupki ze statystykami. Okazuje się, że lista przestępstw, jakie mają na sumieniu policjanci, jest długa, a co gorsza - z roku na rok przybywa spraw, w których stróże porządku wchodzą w konflikt z prawem. Jeszcze w 2002 r. prokuratorskie zarzuty postawiono ok. dwustu mundurowym. W zeszłym roku liczba ta była już dwa razy większa, ale prawdziwy rekord padł teraz. Tylko od stycznia do czerwca 2006 złapano ponad 300 czarnych owiec!
- Ja się wstydzę za takich policjantów i zależy mi, aby było ich w naszych szeregach jak najmniej - mówi Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji.
Zależy też na tym Markowi Bieńkowskiemu, szefowi polskiej policji, który jeszcze w zeszłym roku zapowiedział czyszczenie kadr z czarnych owiec. Rekordowa liczba policjantów oskarżonych przez prokuratury jest właśnie, według Puchalskiej, efektem tych działań. - Wiele z tych spraw wydarzyło się dwa, trzy lata temu i właśnie teraz są wykrywane - dodaje Puchalska.
Niewykluczone, że już niedługo padnie kolejny rekord. Bo w Biurze Spraw Wewnętrznych, które zajmuje się łapaniem nieuczciwych policjantów, pracuje od miesiąca o 100 funkcjonariuszy więcej. To jednak nie wszystko. - Teraz w Biurze pracuje 350 osób, ale w przyszłym roku ma ich być dwa razy tyle - zapowiada Puchalska.
Jakie przestępstwa popełniają policjanci? Biorą łapówki, nadużywają swojej funkcji albo nie dopełniają obowiązków, poświadczają nieprawdę, oszukują, kradną, dopuszczają się fałszerstw, działają w gangach oraz ujawniają tajemnicę służbową i państwową.
Ale są też funkcjonariusze, którzy wcale nie są sprytniejsi od tych, którzy gorzej znają prawo. Policjanci na Śląsku do dziś śmieją się na wspomnienie głupoty dwóch swoich kolegów po fachu, którzy zaplanowali kiedyś skok na sklep monopolowy w Katowicach. Przyjechali pod niego maluchem. Jeden został w aucie, a drugi w kominiarce na głowie wszedł do środka i zażądał od sprzedawczyni pieniędzy. Kiedy nie zareagowała, dwa razy strzelił z broni palnej w półki z wódką. Potem wyrwał z kasy ponad tysiąc złotych i wybiegł. Kilka minut później obu przestępców zatrzymała... policja. Bandyci nie dość, że mieli po promilu alkoholu we krwi, to jeszcze wieźli w aucie łup, kominiarki, rewolwer i pistolet gazowy! Bez wyobraźni zachowali się też stołeczni policjanci, którzy w lutym wzięli od właściciela knajpy w centrum miasta 2,5 tys. zł łapówki. Obiecali za to pomyślnie załatwić sprawę karną mężczyzny. Pech chciał, że wszystko nagrała ekipa telewizyjna, a policjanci stracili pracę. Bo dla czarnych owiec - niezależnie od tego, o jakiej wagi przestępstwo chodzi - w policji nie ma miejsca.
za: http://serwisy.gazeta.pl/...45,3524955.html
Policjanci jeżdżą na "lewych" tablicach?
Czy policjanci z Nowego Tomyśla jeździli niezarejestrowanymi autami na "lewych" tablicach? Komendant Leszek Hus twierdzi, że nie. "Gazeta Poznańska" ma natomiast zdjęcia tych aut, zrobione na parkingu Komendy Powiatowej Policji w Nowym Tomyślu i świadków - policjantów, którzy widzieli kolegów w takich samochodach.
O nowotomyskich policjantach zrobiło się głośno, gdy kilka dni temu do Komendy Głównej Policji w Warszawie wpłynęło doniesienie, w którym policjanci donosili na swoich kolegów, jakoby mieli połamać nogi aresztowanemu mężczyźnie - pisze "GP".
Później do Komendy Głównej Policji trafiły materiały (przesyłka odnalazła się po telefonach "GP" dopiero po 16 dniach od daty wysłania!) mające odsłaniać przestępczo-korupcyjne układy w KPP w Nowym Tomyślu. Przesłano je również do Ministerstwa Sprawiedliwości, Kancelarii Prezydenta oraz do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. "Gazecie Poznańskiej" udało się dotrzeć do niektórych z nich.
Z dokumentów dowiadujemy się, że od 10 do 18 października komendant powiatowy policji w Nowym Tomyślu jeździł do pracy (wraz z żoną) samochodem opel astra o numerze rejestracyjnym PZH 7478. Tyle że - jak sprawdzono - tablice te należały do nissana vanette, który był własnością jednej z firm pogrzebowych w Nowym Tomyślu. Dlaczego auto miało nie swoją rejestrację? Są dwie możliwości: albo było kradzione, albo zostało sprowadzone do Polski i niezarejestrowane.
To jest niemożliwe. Nigdy nie jeździłem takim samochodem - zaprzecza komendant Leszek Hus. Powiedział też, że nie miał żadnych sygnałów na ten temat ani też takich, że inni policjanci korzystali z trefnych samochodów. Ja mam czerwonego opla astrę kombi - zapewnił "GP".
I w tym miejscu mija się z prawdą, ponieważ od kilku tygodni jeździ srebrnym fordem mondeo. Wczoraj dwóch reporterów z redakcji "GP" było tego świadkami. Dodatkowo komendant parkuje forda w tym samym miejscu, w którym stawiał trefnego opla - pod oknami policyjnej dyżurki. Dlaczego kłamie? Tego nie wiemy - zaznacza "GP". Jednak kilku policjantów, którzy przedstawili się "GP" z imienia i nazwiska, po obejrzeniu zdjęć opla rozpoznali, że jeździł nim do pracy komendant.
za: http://wiadomosci.wp.pl/w...32&ticaid=121c9
Czy prowadził policjant?
2006-08-18
Rybnicka policja pod nadzorem Prokuratury Rejonowej wyjaśnia, czy sprawcą dzisiejszego wypadku na ul. Gliwickiej był pijany policjant.
Dziś ok. godz. 4.20 na ul. Rybnickiej w Ochojcu volkswagen polo najechał na tył jadącego przed nim opla vectry. Kierowca volkswagena nie zatrzymał się i odjechał z miejsca zdarzenia. Jednak kilka kilometrów dalej, sprawca kolizji jadąc ze znaczną prędkością nie opanował pojazdu na rondzie przy ul.Gliwickiej w Rybniku i doprowadził do wypadku drogowego.
Jak się okazało, volkswagenem polo jechała kobieta i mężczyzna, który pracuje w Komendzie Miejskiej Policji w Rybniku (do niego należy też samochód). Oboje byli pijani. Mężczyzna miał we krwi 1,3 promila alkoholu, a kobieta 1,5 promila.
Zdaniem policji, jeszcze nie wiadomo, kto z zatrzymanych prowadził samochód w momencie kolizji i wypadku. W wydanym specjalnie oświadczeniu, zastępca Komendanta Miejskiego Policji w Rybniku – podinspektor Paweł Zając informuje, że „w chwili obecnej trwają czynności zmierzające do ustalenia kto kierował w/w samochodem. W przypadku ustalenia, iż kierującym był policjant zostanie on natychmiast zwolniony ze służby w Policji oraz poniesie konsekwencje karne".
Wyniki prowadzonego pod nadzorem prokuratury śledztwa znane będą w poniedziałek.
za. www.rybnik.com.pl
Pobicie chłopców - policjant usłyszał zarzuty
Pobicie czterech chłopców w wieku od 12 do 16 lat i bezprawne pozbawienie ich wolności zarzuciła prokuratura trzem mężczyznom, wśród nich policjantowi z Nowego Tomyśla (Wielkopolskie).
Zostali oni zatrzymani, poszukiwany jest czwarty uczestnik pobicia dzieci.
"Zatrzymani to: naczelnik sekcji kryminalnej Komendy Powiatowej Policji w Nowym Tomyślu, 48-letni Arkadiusz K., jego 25- letni syn Paweł oraz 35-letni kuzyn Rafał W. Żaden z nich nie przyznaje się do zarzucanych czynów. Ustalana jest tożsamość czwartego mężczyzny, który razem z nimi pobił chłopców" - poinformował w niedzielę PAP rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Mirosław Adamski. Policjantowi Arkadiuszowi K. oraz dwóm pozostałym mężczyznom postawiono także zarzut naruszenia miru domowego. Jak wyjaśnił prokurator, pod nieobecność dorosłych weszli oni do mieszkania chłopców, wyciągnęli ich stamtąd i wrzucili do części bagażowej auta terenowego. Następnie zawieźli dzieci na działkę policjanta i tam pobili. Jak ustalono, jeden z chłopców został uderzony w twarz jeszcze w mieszkaniu.
Prokuratura cały czas prowadzi czynności wyjaśniające to zdarzenie i nie chce na razie mówić o jego przyczynach. Będzie to możliwe po przesłuchaniu chłopców w obecności psychologa.
O zdarzeniu, do którego doszło w piątek, zawiadomili policję i prokuraturę rodzice chłopców. Dzieci przewieziono na obserwację do jednego z poznańskich szpitali. U dwóch z nich lekarz pogotowia nie wykluczył wstrząśnienia mózgu.
"Chłopców przewieziono do szpitala w Poznaniu, aby wykluczyć podejrzenie o jakiekolwiek matactwa w tej sprawie. Także, aby uniknąć podejrzeń o stronniczość w wyjaśnianiu zdarzenia, poznański prokurator okręgowy podjął decyzję, że śledztwo prowadzić będzie prokuratura rejonowa z Gostynia, a nie Nowego Tomyśla" - wyjaśnił Adamski.
Zdarzenie polecił od razu także wyjaśnić Komendant Wojewódzki Policji w Poznaniu.
"Wobec funkcjonariusza, który działał po służbie, z pobudek prywatnych, zostało wszczęte postępowanie dyscyplinarne, w wyniku którego zostanie on zawieszony w czynnościach, - a jeśli informacje się potwierdzą, wyrzucony z policji" - poinformował w komunikacie oficer prasowy wielkopolskiej policji nadkom. Jarosław Szemerluk.
za: http://wiadomosci.onet.pl/1373322,11,item.html
Jednak policjant
2006-08-21
Sprawcą piątkowego wypadku na ul. Gliwickiej był funkcjonariusz rybnickiej policji, który miał 1,3 promila alkoholu we krwi.
Przypomnijmy, w piątek rano kierowca volkswagena polo najpierw spowodował kolizję na ul. Rybnickiej w Ochojcu, a następnie wypadek na ul. Gliwickiej w centrum Rybnika. Samochodem jechał mężczyzna - policjant z Komendy Miejskiej Policji w Rybniku i kobieta. Oboje byli pijani. Początkowo był problem z ustaleniem, które z nich prowadziło pojazd. Dziś rano Aleksandra Nowara - rzecznik rybnckiej policji poinformowała, że volkswagena jednak prowadził policjant.
Zgodnie z zapowiedzią zastępcy Komendanta Miejskiego Policji w Rybniku, policjant oprócz odpowiedzialności karnej straci pracę. Na razie prokurator prowadzący sprawę zawiesił funkcjonariusza w czynnościach służbowych i zastosował wobec niego dozór policyjny.
za: www.rybnik.com.pl
Zatrzymani za przetargi
Podejrzani o ustawianie przetargów ws. zakupu samochodów trzej byli pracownicy Komendy Głównej Policji zostali dziś zatrzymani.
Policjanci z Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji zatrzymali mężczyzn podejrzewanych w sprawie tzw. ustawiania przetargów na zakup rumuńskich samochodów terenowych ARO.
Jak poinformował dyrektor biura komunikacji społecznej KGP Paweł Biedziak, dwóch z zatrzymanych to policjanci - były zastępca naczelnika biura logistyki i były specjalista w tym biurze. Trzeci zatrzymany był pracownikiem cywilnym komendy.
czytaj dalej
O sprawie napisała dzisiejsza "Rzeczpospolita". Postępowanie wszczęto po złożeniu zawiadomienia przez obecnego szefa policji Marka Bieńkowskiego. Śledztwo prowadzi Prokuratura Apelacyjna w Białymstoku. Chodziło o ustawienie jednego przetargu pod warszawską spółkę Damis, która miała dostarczyć rumuńskie samochody terenowe aro. Firma wygrała przetarg i miała dostarczyć policji 105 terenówek za 6,6 mln zł.
Według informacji dziennika w aferę z aro jest zamieszanych co najmniej siedmiu wysokich rangą funkcjonariuszy i pracowników cywilnych logistyki i finansów KGP. Wszyscy zostali przeniesieni na inne stanowiska bądź odeszli na emerytury. Za rządów SLD za logistykę w policji odpowiadał zastępca komendanta głównego Zbigniew Chwaliński.
Jak ustawiono przetarg? Początkowo komenda chciała za 6,6 mln zł kupić 43 lepsze samochody. Jednak zmieniono zapotrzebowanie na 105 aut. Pieniądze na samochody pochodziły ze specjalnej rezerwy celowej w budżecie, która musiała być wykorzystana do końca 2004 r.
W połowie grudnia 2004 r. komenda podpisała niekorzystny dla policji aneks do umowy z Damisem (m.in. wydłużono termin dostawy samochodów). "Rz" ustaliła, że dwa tygodnie później dwóch funkcjonariuszy KGP pojechało do rumuńskiego miasta Cam-Ulung- Muscal. Tam na własne oczy mieli zobaczyć nowe radiowozy. Wycieczkę oficerom zafundował właściciel Damisa Bogdan Tomaszewski. Tomaszewski prowadzi Jarmark Europa, jest kojarzony z lewicą.
Okazało się, że samochody nie były przystosowane do potrzeb policyjnych. Wcześniej w umowie napisano, że aro będą kompletowane w Polsce. Jednak pracownicy KGP poświadczyli w dokumentach, iż auta są gotowe, co umożliwiło przelew gotówki na konto Damisa. Na jednym z zabezpieczonych przez śledczych dokumentów jest osobisty zapisek Chwalińskiego "Co z aro?".
Jak ustaliła "Rzeczpospolita", to niejedyny przetarg ustawiony przez pracowników Komendy Głównej. Więcej na ten temat we wtorkowym wydaniu tej gazety.
za: http://fakty.interia.pl/f...rgi,783440,2943
Kolejni policjanci z Komendy Głównej zatrzymani ws. korupcji przy przetargach
Policjanci z Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji zatrzymali dwóch kolejnych funkcjonariuszy tej Komendy zamieszanych w nieprawidłowości przy przetargu na rumuńskie samochody terenowe ARO. Podejrzewani są m.in. o niedopełnienie obowiązków w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej; grozi za to do 10 lat więzienia.
Dyrektor biura komunikacji społecznej KGP Paweł Biedziak poinformował, że zatrzymano jednego z byłych naczelników biura logistyki komendy i jego byłego zastępcę.
Jak wyjaśnił szef prowadzącej śledztwo w tej sprawie Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku Sławomir Luks, funkcjonariuszy zatrzymano pod zarzutem tzw. sprawstwa kierowniczego. Chodzi o niedopełnienie obowiązków w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej oraz poświadczenie nieprawdy w dokumentach - co w związku ze stanowiskami, jakie zajmowali zatrzymani, kwalifikowane jest jako sprawstwo kierownicze.
Formalnie zarzuty zostaną im postawione po przewiezieniu do prokuratury. Luks dodał, że raczej w piątek zapadną decyzje, czy do sądu będą kierowane wnioski o areszt tymczasowy.
Na polecenie białostockiej prokuratury policjanci przeszukali też w środę siedziby spółki Damis (w Warszawie i Łodzi), która miała dostarczać policji samochody ARO. Zabezpieczono materiały, dokumenty związane z przetargiem - powiedział Biedziak.
Odnosząc się do zatrzymania dwóch b. pracowników KGP, podkreślił: Sięgamy coraz wyżej. Nie chcemy zatrzymywać tylko wykonawców, ale dotykamy także szczebla kierowniczego.
Dotąd w tej sprawie aresztowano trzech byłych pracowników biura logistyki KGP (b. zastępca naczelnika biura, b. specjalista i b. pracownika cywilnego), którym postawiono zarzuty poświadczenia nieprawdy i przekroczenia uprawnień w sprawie przetargu na rumuńskie samochody terenowe ARO. Według prokuratury, w protokołach zakupu 88 aut potwierdzono ich odbiór i fakt, iż są zaadaptowane dla potrzeb policyjnych w wersji zapisanej w umowie, gdy tak w istocie nie było.
W wyniku aneksu do umowy między KGP a pośrednikiem w tej transakcji, na jego rachunek policja przelała blisko 5,5 mln zł. Dzięki temu firma ta uniknęła odstąpienia przez KGP od umowy, co wiązałoby się m.in. z koniecznością zapłaty przez pośrednika kar umownych. Funkcjonariuszom tym zarzuca się też nieprawidłowości przy innych przetargach.
Wszyscy podejrzani formalnie nie przyznają się do winy, ale składali obszerne wyjaśnienia. Ich przesłuchania trwały dwa dni.
KGP nie wyklucza też kolejnych zatrzymań, nie tylko w sprawie nieprawidłowości w przetargu na samochody ARO, ale też w innych przetargach m.in. na rejestratory rozmów i komputeryzację policji. Nadal bowiem trwa ich kontrola.
W czerwcu komendant główny policji Marek Bieńkowski przekazał prokuratorowi krajowemu doniesienie o popełnieniu przestępstwa przy zakupie 105 rumuńskich radiowozów ARO. Jak mówił wtedy na konferencji, w przetargu na zakup tych aut specyfikacja istotnych warunków zamówienia była tak przygotowana, że nie można było wybrać innej oferty. Nie wykluczył też, że w KGP mogła działać grupa osób: funkcjonariuszy wyższych rangą i pracowników logistyki, którzy dopuścili się nieprawidłowości podczas przetargów.
Bieńkowski poinformował również, że powołał grupę dochodzeniową do zbadania niektórych przetargów z lat 2001-2005.
W czasie, gdy doszło do przetargu na samochody, logistykę w policji nadzorował ówczesny zastępca komendanta głównego policji Zbigniew Chwaliński. Podał się on do dymisji po aferze dotyczącej zakupu w 2003 r. przez KGP z tzw. wolnej ręki 24 volkswagenów transporterów od firmy Kulczyk Tradex.
za: http://wiadomosci.wp.pl/w...18&ticaid=12334
Pijany policjant wjechał w drzewo
2006-08-25 13:14
Ponad dwa promile alkoholu w wydychanym powietrzu wykazało badanie alkomatem policjanta z Radomia, który w gminie Mirzec (Świętokrzyskie) wjechał swoim autem w drzewo - poinformował w piątek kom. Krzysztof Skorek z zespołu prasowego świętokrzyskiej policji.
Do zdarzenia doszło w czwartek. Volkswagen golf, którym kierował 26-letni starszy posterunkowy, z nieustalonych jeszcze przyczyn na łuku drogi zjechał na pobocze i uderzył w drzewo.
Policjant z obrażeniami trafił do szpitala. Pobrano mu krew do badania na zawartość alkoholu. Badanie alkomatem przeprowadzone po około czterech godzinach od wypadku wykazało, że miał ponad dwa promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Grozi mu kara do dwóch lat więzienia - dodał Skorek.
za: http://wiadomosci.o2.pl/?s=257&t=262354
Policjant zlecił zabójstwo kolegi, bo chciał adoptować jego dziecko
Krakowski sąd rozpoczął proces przeciw Jerzemu K., byłemu policjantowi, który - zdaniem prokuratury - zlecił zabójstwo kolegi. Wszystko dlatego, że chciał adoptować jego 10-letnią pasierbicę.
Jak ustalono, 53-letni nadkom. Jerzy K., biegły sądowy i pracownik laboratorium kryminalistycznego KWP w Krakowie, zainteresował się 10-letnią córką konkubiny swojego kolegi Jacka F.
Jerzy K. poznał dziewczynkę, kiedy przyszła w odwiedziny razem z Jackiem F. Dziewczynka zrobiła na nim duże wrażenie, spodobała mu się jej wrażliwość i inteligencja - i postanowił ją adoptować. Jego własne dzieci są już dorosłe.
Były policjant, 53-letni nadkom. Jerzy K., biegły sądowy i pracownik laboratorium kryminalistycznego KWP w Krakowie, otoczył dziecko opieką, przyjmował w domu, gdzie jego żona pomagała jej w nauce, organizował zajęcia hippiczne. Obiecywał sfinansowanie operacji niepełnosprawnej siostry dziewczynki - w razie wyrażenia przez rodzinę zgody na adopcję dziewczynki.
A jednak, ani matka dziewczynki, ani jej konkubent Jacek F. nie chcieli się zgodzić na adopcję. Policjant coraz bardziej osaczał ich, miał nawet zorganizować na ich mieszkanie napady rabunkowe. Wszystko po to, by wykazać, że nie są w stanie się opiekować dziećmi.
Doprowadził do tego, że rodzina Jacka F. poczuła się zagrożona. W efekcie konkubina Jacka F. trafiła z czwórką dzieci do ośrodka interwencji kryzysowej, on sam wrócił do rodziny, a dziewczynka zamieszkała u Jerzego K. i jego żony.
Pod koniec czerwca 2004 roku trzej mężczyźni kierowani przez Jerzego K. porwali z przystanku Jacka F., pobili go, umieścili w bagażniku samochodu, po czym podjechali pod siedzibę Wojewódzkiej Komendy Policji. Tam do auta zszedł Jerzy K. i odgrażał się Jackowi F., po czym wrócił do pracy.
W końcu - obawiając się dekonspiracji - wydał polecenie zabójstwa ojczyma dziecka. Zlecenie wykonano. Nagie zwłoki Jacka F., skrępowane drutem i obciążone pustakami, wyłoniono na początku lipca 2004 roku ze zbiornika w Rożnowie. Dzięki nieostrożnemu użyciu telefonu ofiary przez jednego ze sprawców, zeznaniom świadków zdobytym dzięki programowi telewizyjnemu "997" prokuratura mogła stopniowo odkrywać szczegóły, przebieg wydarzeń i kolejnych podejrzanych.
Po nim miała zginąć jego partnerka lub - jak wynika z materiału dowodowego - "pozostać na wózku inwalidzkim tak, by nie mogła sprawować opieki nad dziewczynką".
Jerzy K. i Jacek F. znali się od blisko 20 lat.
Jerzy K., który w toku śledztwa przeszedł na policyjną emeryturę, nie przyznawał się do zarzucanych mu czynów i nie odnosił się do zarzutów. W toku śledztwa był badany przez biegłych lekarzy, którzy nie kwestionowali jego poczytalności. Prokuratura zapowiedziała, że będzie się domagać dla niego kary dożywocia.
za: http://wiadomosci.wp.pl/w...=1157386294.497
Lincz we Włodowie - policjanci przed sądem
Uchylenia wyroków więzienia w zawieszeniu i rozpoczęcia procesu na nowo domagają się prokurator i obrońcy dwóch policjantów, oskarżonych o niedopełnienie obowiązków we Włodowie.
Przed południem rozpoczęła się rozprawa apelacyjna w tej sprawie przed Sądem Okręgowym w Olsztynie.
Zdaniem prokuratury, w rezultacie niedopełnienia obowiązków przez policjantów doszło do linczu 60-letniego mężczyzny.
Wyrok zostanie ogłoszony o godz. 12.05. Oskarżonych nie ma w sądzie.
W marcu Sąd Rejonowy w Olsztynie skazał Andrzeja J. na jeden rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, a Bogusława S. - na 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Oskarżeni zostali ukarani także grzywnami w wysokości tysiąca złotych.
1 lipca ub. roku we Włodowie mieszkańcy wsi śmiertelnie pobili 60- letniego recydywistę Józefa C., który biegał z maczetą po wsi i groził, że zabije swoją znajomą. Kilka godzin wcześniej policjanci odmówili wysłania do wsi patrolu, tłumacząc, że mieli dużo interwencji w tym czasie.
Policjanci rewidują nieletnich na ulicach
Piotr Machajski
2006-09-08, ostatnia aktualizacja 2006-09-08 23:17
Walka z patologiami czy przekroczenie uprawnień? Policja zagląda młodym ludziom do plecaków, a nawet w skarpety w poszukiwaniu narkotyków. - Skarg jest coraz więcej - mówi Sławomir Cybulski z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka
Rewizje na ulicach - Jolanta Jarosińska musiała pokazać, co ma w torbie
Justyna Jarosińska, 17-latka z Ursynowa, spotkała się wieczorem z koleżanką. - Chciałyśmy po prostu pogadać - mówi. Siadły na schodkach przy szkolnym kompleksie z basenem i kortami przy ul. Hirszfelda. Po chwili wyrósł przed nimi tzw. patrol mieszany - policjantka i strażnik miejski. Poprosili o dokumenty. - Byłam zdziwiona, bo nigdy wcześniej mnie to nie spotkało, ale na ich kolejną prośbę zupełnie zaniemówiłam - opowiada.
Funkcjonariusze poprosili dziewczyny o pokazanie tego, co mają w torbach. Na pytanie: "dlaczego?", odparli: "Prewencyjnie". Nic nie znaleźli, więc odjechali.
Podobna sytuacja spotkała 17-letniego Jędrzeja. Kilka dni temu po południu razem z czterema kolegami szedł Al. Jerozolimskimi. Zachowywali się normalnie. Podszedł do nich policyjny patrol. Funkcjonariusze kazali im opróżnić plecaki, pokazać zawartość portfeli i wywrócić kieszenie na lewą stronę. Na koniec zajrzeli nawet do skarpetek. - Nie godzę się na takie zachowanie policji - mówi Justyna Dąbrowska, mama Jędrzeja.
- Policja ma prawo przeszukać osobę lub jej bagaż tylko w przypadku uzasadnionego podejrzenia, że taka osoba ma rzeczy zabronione, np. narkotyki. Policja nie ma prawa losowo legitymować i przeszukiwać osób na ulicy - przypomina Sławomir Cybulski z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
- Walka z przestępczością narkotykową to nasz priorytet - przekonuje podinsp. Mariusz Sokołowski, rzecznik stołecznej policji. - W swoich działaniach koncentrujemy się na tych, którzy sprzedają narkotyki, ale też na tych, którzy je kupują. Codziennie podczas kontroli zatrzymujemy kilkunastu młodych ludzi ze środkami odurzającymi - zaznacza. Przyznaje jednak, że policjanci zawsze muszą mieć uzasadnienie dla przeszukania rzeczy osobistych. - Czasem przeprowadzamy kontrole na podstawie informacji operacyjnych, czasem na postawie sygnałów od mieszkańców. Wierzę, że w tych przypadkach była uzasadniona. By mieć pewność, musiałabym to sprawdzić.
Justyna Jarosińska: - Czułam się trochę upokorzona, bo ktoś bez powodu naruszył moją prywatność. Od policji oczekiwałabym raczej tego, żeby zapytała nas, czy np. nie kręcił się tu jakiś diler albo czy ktoś nas nie zaczepiał.
Sławomir Cybulski: - Dostajemy coraz więcej skarg na takie postępowanie policji. W przyszłym tygodniu najprawdopodobniej wystąpimy w tej sprawie z pismem do Komendanta Głównego Policji.
za: http://miasta.gazeta.pl/w...62,3606410.html
Policjanci oskarżeni o usiłowanie gwałtu i wymuszenia zeznań
PAP 15:35
Prokuratura Okręgowa w Opolu skierowała do sadu akt oskarżenia przeciw sześciu policjantom z tamtejszej komendy miejskiej policji. Wśród zarzutów są m.in. usiłowanie gwałtu, oraz wymuszenia zeznań - poinformowała rzeczniczka opolskiej prokuratury okręgowej, Lidia Sieradzka.
Najcięższe przestępstwa prokurator zarzuca Tomaszowi J., który w momencie popełnienia zarzucanych mu czynów był policjantem wydziału kryminalnego opolskiej komendy miejskiej. Łącznie postawiliśmy mu kilkanaście zarzutów, wśród których jest m.in. usiłowanie gwałtu i wymuszanie zeznań przemocą, groźbą i biciem - powiedziała Sieradzka.
Do próby zgwałcenia, oraz doprowadzenia do "innej czynności seksualnej" doszło w budynku komendy miejskiej policji, w pomieszczeniu służbowym Tomasza J. W tym samym miejscu funkcjonariusz miał dopuszczać się wymuszania zeznań u zatrzymanych.
Były to wymuszenia przyznania się do winy, lub obciążenia innych przez osoby zatrzymane za rozboje i przestępstwa zw. z narkotykami - wyjaśniła rzeczniczka.
Tomasz J. jest również oskarżony o bezprawne przechowywanie i dysponowanie skradzionymi dowodami osobistymi, a także przekroczenie uprawnień, oraz nie podjęcie czynności służbowych w sprawie wymuszenia rozbójniczego. Zamiast tego mężczyzna zlecił innej osobie "załatwienie" tej sprawy za wynagrodzeniem - relacjonowała prok. Sieradzka.
Tomaszowi J., który do dziś przebywa w areszcie grozi kara do 10 lat więzienia. Dziś gwałt jest zagrożony karą do 12 lat pozbawienia wolności, ale w chwili popełnienia czynu górną granicą było 10 lat - wyjaśniła Sieradzka.
Oprócz Tomasza J. na ławie oskarżonych zasiądzie pięciu innych funkcjonariuszy policji. Obecnie są oni zawieszeni w czynnościach, a jedna osoba odeszła na rentę.
Współoskarżeni albo pomagali w wymuszaniu zeznań, albo - wiedząc o przestępczych praktykach jakich dopuszczał się Tomasz J. - nie zapobiegli im, i nie powiadomili o tym przełożonych.
za: http://wiadomosci.wp.pl/w...10&ticaid=424eb
Wtorek, 12 września 2006
Policja dała broń mafii
Kasjer mafii pruszkowskiej Janusz G. "Graf" dostał zezwolenie na broń ostrą. Pozwolenie, które wydał mu dzisiejszy zastępca komendanta głównego generał Ryszard Siewierski, nie jest jedyną decyzją korzystną dla mafiosów podjętą w siedzibie stołecznej policji - ustalili reporterzy "Dziennika".
Pistolet kalibru 9 mm w mieszkaniu "Grafa" znaleźli policjanci z Centralnego Biura Śledczego. Nie byliśmy zaskoczeni, że ma broń. W końcu przyjechaliśmy po bandytę związanego z mafią pruszkowską - mówi oficer Komendy Głównej Policji. Zdziwili się dopiero, gdy Janusz G. roześmiał się i oświadczył, że pistolet ma legalnie.
Muszę to potwierdzić: pozwolenie zostało wydane wiosną 2004 r. Pod dokumentami podpisał się ówczesny komendant stołecznej policji generał Ryszard Siewierski - wyjaśnia rzecznik stołecznej policji podinspektor Mariusz Sokołowski. Dziś sam Siewierski, który od tamtej pory awansował na stanowisko zastępcy komendanta głównego, twierdzi, że niczego nie pamięta.
Gazeta ustaliła, że w dokumentach Janusza G. nie było żadnej wzmianki o jego związkach ze światem przestępczym. Była jedynie adnotacja, że w konflikt z prawem wszedł na początku lat 70. Ten wyrok uległ zatarciu, więc nie mógł być przesłanką do odrzucenia wniosku o wydanie pozwolenia - mówi jeden z rozmówców gazety.
Fakt, by w chwili wdawania pozwolenia na broń o "Grafie" nic nie wiedzieli policjanci z wydziału kryminalnego i przestępczości gospodarczej stołecznej policji, wydaje się - według "Dziennika" - mało prawdopodobny. Policja nie miała żadnej informacji o kasjerze mafii pruszkowskiej? To nawet nie jest śmieszne, to niepokojące. Można jedynie podejrzewać najgorsze. To znaczy, można podejrzewać sprzedawanie informacji gangsterom o tym, co robi w ich sprawie policja - komentuje rozmówca gazety z KGP. (PAP)
za: http://wiadomosci.wp.pl/w...75&ticaid=124f9
Finał zamieszek na stadionie Wisły
Hubert Woźniak
Zadyma z pseudokibicami Legii, do której na stadionie Wisły doszło w czerwcu ub.r., ma swój finał dopiero teraz. W sądzie. Na ławie oskarżonych zasiedli... policjanci. Odpowiadają za pobicie 16-latka i groźby pod jego adresem.
Czerwiec 2005 r. W "Gazecie" pisaliśmy: "W niedzielę podczas meczu Wisły z warszawską Legią stadion zamienił się w pole bitwy. Po jednej stronie stanęli uzbrojeni w pałki, strzelby gładkolufowe i armatki wodne policjanci. Po drugiej, z kamieniami, drągami, kawałkami betonu - pseudokibice".
Po zamieszkach funkcjonariusze z płockiej i sochaczewskiej komendy policji zatrzymali trzy osoby: dwóch dorosłych i 16-latka. Policja pokazała ich jako rozrabiających bandziorów. Dorosłych sąd grodzki ukarał grzywnami i zakazem wstępu na stadiony. 16-latek dopiero stanie przed sądem, ale jako pokrzywdzony. - Rzeczywistość okazała się bardzo daleka od policyjnego komunikatu - napisali w liście do "Gazety" Hanna i Tomasz Makowscy, rodzice chłopca. - Dzięki pomocy wielu życzliwych osób udało się nam zebrać niewątpliwe dowody złamania prawa przez policję, pobicia i oczerniania naszego syna.
Wczoraj miał się rozpocząć proces dwóch funkcjonariuszy oskarżonych o przekroczenie uprawnień i pobicie syna państwa Makowskich oraz trzeciego policjanta, który miał chłopakowi grozić. Taki akt oskarżenia sformułowała ciechanowska prokuratura po zbadaniu tego, co 12 czerwca ub.r. wydarzyło się na stadionie Wisły. Oskarżycielami posiłkowymi są w tej sprawie rodzice nastolatka.
- Nasz syn był w grupie publiczności z Warszawy, która spokojnie wychodziła ze stadionu, bo łobuzów już nie było, oni jako pierwsi opuścili obiekt - dowodzą.
- Widziałem, że coś się przede mną zakotłowało, i poczułem, że coś uderzyło mnie w głowę [istnieje podejrzenie, że była to gumowa kula] - wspomina kibic Legii. - Kiedy się ocknąłem, leżałem na parkingu, a policjanci mnie bili. Znów straciłem przytomność. Ponownie ocknąłem się, jak leżałem skuty na trawniku. Potem zabrała mnie karetka.
Z relacji chłopaka wynika, że po opatrzeniu i zszyciu rozbitej głowy na urazówce został przewieziony na komendę policji na przesłuchanie. Opowiada, że zanim do niego doszło, policjanci pobili go jeszcze dwukrotnie. Czy tak było - pewnie się nie dowiemy, bo prokuratura tę część sprawy umorzyła, nie znalazła winnych. Ale niepodważalny pozostaje fakt, że dzień wcześniej, w czasie pierwszego badania na urazówce, chłopak złamanej ręki nie miał. Po przesłuchaniu i pobycie w policyjnej izbie dziecka trzeba było mu założyć gipsowy opatrunek.
- A kiedy jechałem na komendę, nie pozwolili mi usiąść, leżałem na podłodze radiowozu i słuchałem, jak straszyli, że wrzucą mnie do Wisły i we Włocławku wypłynę - relacjonuje 16-latek.
Kiedy rodzice zobaczyli, w jakim jest stanie, zawiadomili prokuraturę. Sami też szukali dowodów na pobicie syna i walczyli o jego uniewinnienie. - Chcemy przede wszystkim zdjąć z niego odium przestępcy - tłumaczy Hanna Makowska. - Nie może odpowiadać za coś, czego nie zrobił.
Policja postawiła go przed sądem w Warszawie jako oskarżonego o napaść na funkcjonariuszy i niszczenie mienia. Sąd nie dostrzegł w nim przestępcy i sprawę umorzył.
Państwo Makowscy dotarli do przypadkowo wykonanych na stadionie zdjęć, na których widać grupę policjantów, którzy biją zakrwawionego 16-latka leżącego samotnie na parkingu. Na jednej z fotografii dwaj rośli policjanci siadają na nim.
Sprawa trafiła do prokuratury ciechanowskiej, w marcu tego roku do płockiego sądu rejonowego wpłynął akt oskarżenia przeciw funkcjonariuszom, których da się rozpoznać na zdjęciach. Sprawa wczoraj nie ruszyła, bo jeden z oskarżonych zachorował. Być może proces zacznie się w październiku. Policjantom oskarżonym o przekroczenie uprawnień grozi do trzech lat więzienia.
Płocka policja nie chce komentować relacji państwa Makowskich. Czeka na wyrok sądu.
za:http://miasta.gazeta.pl/plock/1,35710,3627513.html
Policjanci skazani za pobicie zatrzymanego
Sąd Rejonowy we Wrocławiu skazał dwóch byłych policjantów, oskarżonych o pobicie na komisariacie zatrzymanego mężczyzny. Krzysztofa K. za znęcanie się fizyczne, kopanie i upokarzanie Tomasza N., któremu w wyniku bicia i kopanie pękła śledziona, otrzymał karę 2,5 roku więzienia.
Wojciecha P., za szarpanie i bicie zatrzymanego w celu wymuszenia od niego danych osobowych, sąd skazał na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 4 lata. Wyrok nie jest prawomocny.
Do zdarzenia doszło w listopadzie 2005 r. Na komisariat policji Wrocław-Krzyki trafił Tomasz N., przyłapany na kradzieży w sklepie. Mężczyzna kłamał i nie chciał podać swoich danych; podawał też nazwisko bohatera filmowego. Tomasz N. był przesłuchiwany najpierw przez Krzysztofa K., a w pewnym momencie przyłączył się Wojciech P. Zaczął szarpać zatrzymanego i uderzać go po głowie - domagając się jego danych. Wtedy Krzysztof K. zaczął kopać mężczyznę. Kazał mu klęknąć i nadal go bił. I właśnie te kopniaki - jak orzekli biegli lekarze - doprowadziły do pęknięcia śledziony.
Ostatecznie Tomasz N. podał swoje dane i został odwieziony do domu. Tam matka zorientowała się w jego stanie i zawiozła go do szpitala. Drobnej postury mężczyzna od razu trafił na stół operacyjny.
Zdaniem przewodniczącego składu sędziowskiego Piotra Mgłosieka, praca policjanta jest bardzo trudna, stresująca, źle opłacanym, ale to zawód zaufania społecznego. Dlatego społeczeństwo musi mieć poczucie, że jeśli któryś z funkcjonariuszy naruszy to zaufanie, zostanie ukarany stosowanie do winy - mówił sędzia. Dodał, że kara musi być, choć obaj funkcjonariusze do tej pory służyli bez zarzutów i cieszyli się bardzo dobrą opinią. Krzysztof K. służył w policji 11 lat, zaś Wojciech P. - 5 lat.
Sędzia przyznał też, że zachowanie Tomasza N. pozostawia wiele do życzenia, bowiem kłamał na komisariacie i gdyby podał swoje dane, nie doszłoby do tego. To jednak nie usprawiedliwia zachowania funkcjonariuszy, którzy nie mogą się dawać prowokować, zwłaszcza policjanci z doświadczeniem - mówił sędzia.
Wcześniej prokurator domagała się 5 lat więzienia dla Krzysztofa K. i roku więzienia dla Wojciecha P. Prokurator Anna Monika Molik tłumaczyła, że zachowanie funkcjonariuszy doprowadziło do trwałego kalectwa młodego mężczyznę. Tomasz N. już nigdy nie będzie mógł żyć tak, jakby mu na to pozwalał wiek i zdrowie, zanim został pobity i pozbawiony śledziony - mówiła Molik.
Z kolei obrońca Wojciecha P., Piotr Skoczylas, dowodził, że policjant naruszył jedynie nietykalność cielesną zatrzymanego i prosił sąd o umorzenie sprawy ze względu na niską szkodliwość społeczną czynu. Obrońca drugiego policjanta Jacek Wałęcki prosił o niski wymiar kary dla Krzysztofa K., bowiem nie działał on celowo, lecz nieumyślnie. To nie tylko tragedia dla pokrzywdzonego, ale i dla Krzysztofa K. i jego rodziny - mówił Wałecki.
Oskarżeni już po ogłoszeniu wyroku nie potrafili powiedzieć, czy będą wnosić apelację. (js)
za: http://wiadomosci.wp.pl/w...=1159466686.792
Pijany policjant spowodował kolizję
Ponad 2,5 promila w wydychanym powietrzu wykazało badanie alkomatem policjanta z Częstochowy, który w sobotę spowodował w tym mieście kolizję. Policjant - aspirant sztabowy z szesnastoletnim stażem - zostanie usunięty ze służby.
- Wczesnym rankiem na ulicy Monte Cassino w Częstochowie kierujący renault laguną najechał na tył volkswagena golfa. Na miejscu ustalono, że sprawcą kolizji jest 39-letni funkcjonariusz jednego z częstochowskich komisariatów - powiedział Piotr Bieniak z biura prasowego śląskiej policji.
Policjant, w chwili popełnienia przestępstwa, był po służbie. Badanie wykazało ponad 2,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Pijany sprawca kolizji został zatrzymany; sprawą zajęli się funkcjonariusze wydziału kontroli śląskiej policji.
czytaj dalej
Bieniak podkreślił, że policjant zostanie dyscyplinarnie wyrzucony z pracy. Za prowadzenie samochodu po pijanemu, a także spowodowanie w tym stanie kolizji, odpowie też przed sądem.
za: http://fakty.interia.pl/f...ace,796901,2943
Ciekawy artykuł z dzisiejszych Nowin
WODZISŁAW
Trzech wodzisławskich policjantów, będących już po służbie, pobiło 23-letnią dziewczynę i jej 24-letniego chłopaka. Do zdarzenia doszło w sobotę ok. godz. 3 obok lokalu przy ul. Jana Pawła II. - Czekaliśmy na znajomych, którzy mieli wyjść z dyskoteki. Nagle jeden z siedzących tam mężczyzn, o którym wiedziałem, że to policjant, zaczął obrażać moją dziewczynę. Gdy chciała podejść i powiedzieć, że nie życzy sobie takiego zachowania, odepchnoł ją i dwa razy uderzył - relacjonuje 24-latek.
Dziewczyna upadła na kwietnik i straciła przytomność, a chłopak wdał się w szarpaninę z mężczyzną. Ostatecznie został powalony na ziemię i pobity. W bójce uczestniczyło trzech policjantów, a czwarty przyglądał się zajściu.Gdy chłopak zdołał się wyswobodzić, WEZWAŁ przez komórkę POLICJĘ , która spisała uczestników zdarzenia. Rano po wytrzeźwieniu wszyscy zostali przesłuchani, a protokół przekazano prokuraturze. Poszkodowani, jak stwierdził lekarz, nie mieli większych obrażeń. Mundurowych nie zawieszono w czynnościach. - W chwili zdarzenia byli po służbie. Nie można więc wszcząć wobec nich postępowania dyscyplinarnego. Jeżeli jednak prokuratura postawi im zarzuty, to podejmę stosowne działania - mówi Dariusz Ostrowski, szef KPP w Wodzisławiu.
Bo się nawinął?
Policjanci eskortując szalikowców pobili przechodzącego przypadkiem przez ich trasę Krzysztofa Łuczaka. Krzyczał, że nie jest z meczu, ale to nic nie dało. Funkcjonariusze walili po nim pałami bez opamiętania.
Krzysztof Łuczak nigdy nie zapomni tego sobotniego wieczoru, 30 września, kiedy to postanowił pójść do sklepu. Była godz. 18.35 gdy wyszedł ze swojego bloku przy ul. Kossaka. W tym czasie policja eskortowała na dworzec kibiców po meczu Arka Nowa Sól – Chrobry Głogów.
Napotkałem na blokadę policyjną. Mijający mnie funkcjonariusz z psem kazał mi się odsunąć. Posłuchałem. Zacząłem się wycofywać. Idąc tyłem do ul. Wojska Polskiego, kilka metrów od mojego bloku usłyszałem za plecami szum. Odwróciłem się i zobaczyłem biegnących prosto na mnie czterech policjantów w kaskach i z pałkami. Dostałem cios – relacjonuje K. Łuczak.
Pałami w niewinnego
Po pierwszym uderzeniu pan Krzysztof zdążył tylko krzyknąć: „Nie jestem z meczu, nie wiem o co chodzi” Policjanci jednak nie zważali na jego błagania dwóch funkcjonariuszy biło go pałkami po głowie, twarzy, plecach. Kiedy skończyli jeden z nich powiedział do mnie „spier… stąd” - wspomina K. Łuczak. Dodaje, że nie rozumie dlaczego dostał. Szedł sam, pseudokibice stali dopiero przy rogu jednego ze sklepów przy ul. Wojska Polskiego.
Całe zajście widziała sąsiadka K. Łuczaka Bronisława Zięba. Hałas był taki, że trudno było nie zwrócić uwagi. Zobaczyłam przez okno jak policjanci kogoś biją. Człowiek leżał na ziemi, funkcjonariusz trzymał go za rękę do góry i okładał. Nie wiedziałam, że to sąsiad. Dopiero jak go puścili i zbliżył się bloku, to go poznałam – opowiada B. Zięba. Kobieta do dziś jest przerażona tym, co się stało. Policjanci mają ludzi chronić, a nie bić. Chłopak mówi, że nie jest z meczu, a oni nie reagują i tłuką dalej. A był przecież sam, nikoguteńko przy nim nie było, żadnych kibiców obok – podkreśla B. Zięba.
Stłuczenia i obrzęki
Zaraz po tym jak policjanci przestali go bić K. Łuczak pozbierał z ziemi telefon komórkowy, który wyleciał mu z ręki i roztrzaskał się o chodnik podczas pałowania. Poskładał aparat. Próbował dodzwonić się na miejscową komendę. Kiedy już mu się udało opowiedział dyżurnemu o całym zajściu i poprosił o informacje, co ma dalej robić, by wyjaśnić to nieporozumienie. Usłyszałem tylko, że mam sobie opatrzyć rany – żali się K. Łuczak. Cały posiniaczony pojechał na pogotowie. Zrobiono mu zdjęcia RTG głowy i lewej ręki. Stwierdzono stłuczenie głowy, obrzęk i zasinienie policzka, stłuczenie przedramienia i boku. Zaraz po zbadaniu obolały pan Krzysztof zjawił się w nowosolskiej komendzie. Najpierw zbadał się na zawartość alkoholu we krwi. Wynik był 0,0 promila.
Zależało mi na tym, by udowodnić, że jestem trzeźwy. Chciałem złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Mundurowi z dyżurki, gdy usłyszeli, że pobili mnie policjanci odpowiedzieli, że w soboty wieczorem nie ma osoby przyjmującej pisemne zgłoszenia. Odesłali mnie do prokuratury. Musiałem poczekać do poniedziałku, wtedy to złożyłem doniesienie o popełnieniu przestępstwa w sekretariacie komendanta policji i w prokuraturze – mówi K. Łuczak.
Telefon radnego
Policjanci z dyżurki zbyli jednak nie tylko K. Łuczaka ale i radnego Andrzeja Petreczkę, który poproszony przez rodzinę pobitego, zadzwonił na komendę, by dowiedzieć się, o co chodzi. Pani Joanna Łuczak zadzwoniła do mnie zapłakana. Wyjaśniła, co się stało. Mówiła, że policjanci z dyżurki są niemili, aroganccy i nie chcą przyjąć zgłoszenia męża – oświadcza A. Petreczko. Radny od razu zadzwonił na policję.
Usłyszałem od dyżurnego, że państwo Łuczakowie zostali pouczeni i że są dorośli. Następnie usłyszałem ostrzeżenie, że skoro jestem radnym miejskim to mam uważać, bo to mieszkańcy mnie wybierają. Zastanawiam się, co sugerował dyżurny– dziwi się A. Petreczko. Według radnego K. Łuczak dostał od policji w sobotę dwa razy, bo najpierw fizycznie pod blokiem, a później zadano mu kolejny cios psychiczny na komendzie. A. Petreczko zgłosił całą sprawę komisji spraw socjalnych i obywatelskich. Na kolejnym posiedzeniu będziemy oczekiwali wyjaśnień od komendanta policji – oznajmia A. Petreczko.
Sprawa w prokuraturze
Policjantami, którzy pobili K. Łuczaka byli funkcjonariuszami samodzielnej zielonogórskiej grupy prewencji, która podlega bezpośrednio Komendzie Głównej. Eskortowali oni głogowskich kibiców na dworzec PKP a później osłaniali ich odjazd. Sympatycy „Arki” rzucali w nich kamieniami i butelkami. Wezwania do rozejścia nie skutkowały. Dlatego dowódca zdecydował, że należy zastosować środek przymusu bezpośredniego. Zwarci i bojowo nastawieni kibice rozproszyli się. Brygady prewencji interweniowały, bo nie chciały dopuścić do bijatyki kibiców „Arki” i „Chrobrego”. Na to wszystko wyszedł z domu niewinny chłopak i dostał.
Co w tej sprawie robi Komenda Wojewódzka Policji? Przepisy nie pozwalają nam prowadzić postępowania przeciwko policjantom. Jeśli otrzymamy zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, odeślemy je do prokuratury, która zajmuje się tą sprawą – wyjaśnia Agata Sałatka, rzecznik prasowy lubuskiej policji.
Z kolei komendant nowosolskiej policji Marek Przybył prowadzi postępowanie wyjaśniające w sprawie nie przyjęcia przez dyżurnych zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Potwierdza, że jeśli dotyczy coś policjantów, sprawa trafia bezpośrednio do prokuratury. Z relacji moich ludzi wiem, że tak właśnie doradzili panu Łuczakowi – mówi M. Przybył.
***
Andrzej Petreczko - radny miasta: " Moja rozmowa z policjantem dyżurnym nie posłużyła rozwiązaniu całej sprawy a wręcz odwrotnie, była jakąś niezrozumiałą dla mnie farsą. Jestem zirytowany i zdumiony zachowaniem policjanta. Powiedziałem mu, że policja jest od tego żeby pomagała ludziom a nie na odwrót. Zachowanie takich policjantów niestety rzutuje na całą nowosolską komendę, a wierzę, że w Nowej Soli są też policjanci, którzy ciężko pracują i dobrze wykonują swoją pracę. Za każdym razem podkreślam na sesji rady i na komisjach, że policjanci którzy mają pierwszy kontakt z petentem muszą być mili i uprzejmi dla ludzi, bo ich praca ma wpływ na opinię o całej instytucji. Niestety po sobotniej rozmowie wciąż uważam, że jesteśmy w tyle i to dalekim od standardów, które powszechnie obowiązują."
Źródło: Tygodnik KRĄG - Nowa Sól
Policjant molestował zatrzymane kobiety?
Władysław Ł., policjant z komisariatu Poznań Jeżyce, jest podejrzany o molestowanie zatrzymanych kobiet. Został on już zawieszony w wykonywaniu obowiązków służbowych. Prokuratura Rejonowa Poznań Grunwald przedstawiła mu zarzuty przekroczenia uprawnień i doprowadzenia dwóch kobiet do innych czynności seksualnych. Ł. miał rzekomo obmacywać zatrzymane - pisze "Głos Wielkopolski".
W tym miesiącu dojdzie do konfrontacji policjanta z tymi kobietami - mówi prokurator Małgorzata Budych.
Nie są to jednak jedyne zarzuty wobec tego funkcjonariusza. Chodzi o rzekome przyjęcie przez niego łapówki od taksówkarza. To postępowanie zostało umorzone, ale możliwe, że prokuratura wznowi sprawę.
To było w listopadzie, około godziny drugiej. Zaparkowałem na zakazie postoju, między Komendą Wojewódzką Policji a komisariatem Poznań Jeżyce. Podbiegł do mnie policjant - relacjonował taksówkarz. Poinformował o grożącym mi mandacie i punktach karnych. Gdy spytałem, czy nie mógłby mnie tylko pouczyć, kazał mi przejechać pod komisariat, tłumacząc, że przy komendzie zainstalowana jest kamera. Zrobiłem to i zapytałem, czy nie możemy się jakoś dogadać. Wtedy policjant wziął ode mnie 50 złotych. Zgłosiłem to - dodał kierowca. Postępowanie umorzono, ponieważ brakowało dowodów.
Za: http://wiadomosci.wp.pl/w...=1160979556.961
Żeby policja była policją
Mają być stróżami prawa, ale coraz częściej to prawo łamią. Tylko do końca sierpnia biuro spraw wewnętrznych, czyli policja w policji, postawiła zarzuty prawie 400 dolnośląskim funkcjonariuszom. To blisko dwa razy więcej niż w całym ubiegłym roku - podkreśla "Słowo Polskie Gazeta Wrocławska".
Dzięki wpłaconej kaucji zatrzymani niedawno dwaj policjanci z wrocławskiej komendy nie trafili do aresztu. Jeszcze dwa lata temu przełożeni nagrodzili ich za rozbicie gangu fałszującego na ogromną skalę bilety MPK. Teraz okazało się, że kilka tysięcy zarekwirowanych biletów mężczyźni sprzedali, a zyskiem się podzielili - gazeta podaje przykład.
Tylko w ciągu pierwszych ośmiu miesięcy tego roku w konflikt z prawem popadło 39 dolnośląskich funkcjonariuszy. Przedstawiono im 73 różne zarzuty. Oznacza to, że niektórzy mogą mieć na sumieniu nawet kilka przestępstw. 30 dolnośląskich policjantów jest podejrzewanych o nadużycie funkcji albo niedopełnienie obowiązków, 25 - o oszustwa, fałszerstwa i kradzieże.
Wrocławska prokuratura bada nieprawidłowości, do jakich miało dojść w komisariacie w Jelczu-Laskowicach. Chodzi o sprawę sprzed siedmiu lat, która dopiero teraz wyszła na jaw. Z posterunku zniknęły dokumenty potwierdzające, że jeden z lokalnych radnych spowodował po pijanemu kolizję. Nie spotkała go żadna kara. Obecnego komendanta policji powiadomił o tym telefonicznie jeden z mieszkańców. Prokuratura szykuje właśnie akt oskarżenia. Nieoficjalnie wiadomo, że oskarżeni będą przynajmniej trzej policjanci.
Dużo przypadków ujawnionych w ostatnim czasie to sprawy sprzed wielu lat. Dlatego, gdy spojrzymy na statystyki możemy dojść do wniosku, że 10 lat temu policjanci rzadziej wchodzili w konflikt z prawem - tłumaczy Grażyna Puchalska z Komendy Głównej Policji.
Z danych Biura Spraw Wewnętrznych KGP, które publikuje "Słowo Polskie Gazeta Wrocławska" wynika, że w 2000 roku zarzuty przedstawiono 273 policjantom, w roku 2001 i 2002 liczba ta zmniejszyła się (odpowiednio 213 i 204), a od następnego roku systematycznie rosła. W 2003 postawiono zarzuty 269 funkcjonariuszom, w 2004 - 335, a w 2005 - 444.
za: http://media.wp.pl/kat,12...128d7&_ticrsn=3
Śląsk: Policjant ochraniający świadków współpracował z mafią?
Marcin Pietraszewski2006-11-13, ostatnia aktualizacja 2006-11-14 15:02
Skandal w policji. Oficer odpowiedzialny za ochronę katowickich świadków koronnych, naczelnik wydziału kryminalnego komendy w Chorzowie i oficer operacyjny z Dąbrowy Górniczej są podejrzani o współpracę z przestępcami! Policja chce teraz zmienić adresy wszystkim śląskim świadkom koronnym.
Dwaj z zatrzymanych funkcjonariuszy zajmują bardzo ważne stanowiska w policjiNazwiska policjantów wypłynęły w śledztwie przeciwko Januszowi W., ps. "Siara", właścicielowi dąbrowskiej firmy handlującej złomem. Mężczyzna wyłudzał stal z hut. Według prokuratury zlecił także zabójstwo wspólnika w nielegalnych interesach. Wyrok wykonano w Opolu.
Kilka dni temu oficerowie Biura Spraw Wewnętrznych (policja w policji) zatrzymali trzech funkcjonariuszy, którzy mieli współpracować z "Siarą" i innymi dąbrowskimi przestępcami. - Przedstawiliśmy im zarzuty utrudniania śledztw, fałszowania dokumentów oraz przekroczenia uprawnień - potwierdził nam prokurator Tomasz Tadla, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Według naszych informacji oficerowie mieli informować przestępców o prowadzonych przeciwko nim postępowaniach i fałszować protokoły przesłuchania świadków.
Wiedza zatrzymanych bezcenna dla mafii
Komenda wojewódzka w Katowicach jest w szoku. Dwaj z zatrzymanych funkcjonariuszy awansowali i zajmują teraz bardzo ważne stanowiska w policji. Pierwszy pracuje w tajnym zespole zajmującym się ochroną katowickich świadków koronnych i ich rodzin. Jego wiedza może być dla mafii wprost bezcenna. Oficer zna bowiem nowe nazwiska nadane skruszonym gangsterom, adresy mieszkań, w których się ukrywają, numery samochodów, którymi są przewożeni do prokuratury, wie także, gdzie uczą się ich dzieci.
- Policjant został odsunięty od obowiązków służbowych, więc życie świadków koronnych i ich rodzin nie jest zagrożone - uspokaja podinspektor Zbigniew Matwiej, rzecznik prasowy KGP. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że policja zmieni teraz wszystkie procedury związane z bezpieczeństwem skruszonych gangsterów na Śląsku.
Drugi z zatrzymanych oficerów z Dąbrowy Górniczej przeniósł się do Chorzowa i awansował na naczelnika wydziału kryminalnego tamtejszej komendy. Odpowiada za operacyjne rozpracowanie struktur przestępczych w mieście.
- Jeżeli zarzuty wobec niego się potwierdzą, zostanie zwolniony ze służby. Dla takich ludzi nie ma miejsca w policji - zapowiada podinspektor Andrzej Gąska, rzecznik prasowy komendy wojewódzkiej w Katowicach. Trzeci z zatrzymanych funkcjonariuszy nie pracuje już w policji. W sierpniu przeszedł na emeryturę.
Jeden z policjantów uczestniczył w egzekucji?
W śledztwie przeciwko "Siarze" zarzuty przedstawiono już dziewięciu policjantom. Z naszych informacji wynika jednak, że na tym nie koniec. Pojawił się bowiem wątek, z którego wynika, że jeden z funkcjonariuszy mógł osobiście wziąć udział w zleconej przez "Siarę" egzekucji wspólnika. Zabójca, który strzelał w Opolu, przyznał przed sądem, że na miejsce akcji zawiózł go zaprzyjaźniony z Januszem W. funkcjonariusz. Stróż prawa miał też załatwić broń, z której strzelano, i telefonicznie wywabić ofiarę z mieszkania. - Ten wątek badają prokuratorzy z Opola - przyznaje prokurator Tadla.
za: http://wiadomosci.gazeta....00,3734358.html
Policjanci podmienili krew do badania, by ratować kolegę?
Do trzech lat pozbawienia wolności grozi trzem policjantom z Nowej Soli (Lubuskie), którzy mieli pomóc innemu policjantowi uniknąć odpowiedzialności za potrącenie pieszego. Policjant prowadził samochód w stanie nietrzeźwym. Funkcjonariusze wiedząc, że ich kolega znajduje się pod wpływem alkoholu, nie zapobiegli temu, że w szpitalu doszło do podmiany próbek z krwią sprawcy wypadku.
Akt oskarżenia przeciwko funkcjonariuszom w wieku 30, 33 i 37 lat skierowano do sądu - dowiedziano się w Prokuraturze Okręgowej w Zielonej Górze.
Sprawa dotyczy zdarzenia z ub. roku. W listopadzie funkcjonariusz Komendy Miejskiej Policji w Zielonej Górze doprowadził do potrącenia pieszego. Ofiara z licznymi obrażeniami trafiła do szpitala.
W szpitalu funkcjonariuszowi pobrano krew, doszło jednak do podmiany próbek. Nie wiadomo kto, i na jakim etapie dokonał tej podmiany.
W toku śledztwa okazało się, że pobrana do badania próbka krwi nie odpowiada DNA policjanta. Nie odpowiadała nawet jego płci - w próbce znajdowała się krew kobiety.
za: http://wiadomosci.wp.pl/w...=1164993997.354
Dobrze powiedziane... "Polska Policja nie jest wcale taka święta"
Pozdrawiam.
Policjanci nie chcieli przyjmować zgłoszeń
Magda Ciepielak 2006-12-06, ostatnia aktualizacja 2006-12-06 18:47
44 policjantów, a więc prawie jedna czwarta składu komendy w Grójcu, ma zarzuty niedopełnienia obowiązków, poświadczania nieprawdy i utrudniania toczących się postępowań karnych
Jak ustaliła Prokuratura Okręgowa w Radomiu, a także policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych, proceder miał miejsce w latach 2001-03. Przede wszystkim na giełdzie w Słomczynie, ale też w Komendzie Powiatowej w Grójcu i podległych jej posterunkach. - W licznych przypadkach w trakcie służby policjanci ci nie przyjmowali zgłoszeń o popełnieniu przestępstwa i nie podejmowali żadnych działań, by wykryć sprawców. Sporządzali natomiast dokumenty, z których wynikało, że pokrzywdzeni utracili dokumenty w okolicznościach niemających związku z dokonanym na nich przestępstwem - mówi prokurator Mirosław Wachnik, naczelnik wydziału śledczego Prokuratury Okręgowej w Radomiu. Policjanci zamiast prowadzić postępowanie, wydawali jedynie pokrzywdzonym zaświadczenie, że utracili dowód osobisty, prawo jazdy czy dowód rejestracyjny.
Na giełdę w Słomczynie zjeżdża w niedzielę tysiące ludzi z całej Polski. Częste są tam kradzieże i rozboje. Funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych dotarli do ponad tysiąca pokrzywdzonych. Dlaczego żadna z ofiar przestępstwa, która zgłosiła się do policji, nie zainteresowała się potem, jak zakończyła się jej sprawa? - Funkcjonariusze wręcz nakłaniali pokrzywdzonych, by nie składali zawiadomienia. Tłumaczyli, że procedura jest skomplikowana, długotrwała i dopiero po jej zakończeniu pokrzywdzeni będą się mogli starać o duplikaty dokumentów. A ludziom zależało przede wszystkim na szybkim ich dostaniu - tłumaczy prokurator Wachnik. Dodaje, że naganne w sprawie jest to, że w wielu przypadkach policjanci mogli schwytać sprawców, bo pokrzywdzeni zeznawali, że są jeszcze na terenie giełdy. Tymczasem nie podejmowali żadnych czynności.
Dlaczego policjanci nie rejestrowali przestępstw? Zdaniem prokuratora Wachnika chodziło o statystyki. Gdyby wszczęli postępowanie i musieliby je umorzyć ze względu na niewykrycie sprawców, miałoby to odzwierciedlenie w policyjnych danych. Prokuratura ustala, czy policjanci działali sami, czy też na polecenie przełożonych.
Żaden z 44. funkcjonariuszy (Komenda Powiatowa w Grójcu zatrudnia 185 osób), którym przedstawiono zarzuty niedopełnienia obowiązków, poświadczenia nieprawdy i utrudniania toczących się postępowań, się nie przyznaje. Grozi im do pięciu lat więzienia. Prokuratura nie wyklucza, że będą kolejne zarzuty w tej sprawie. Akt oskarżenia ma być gotowy w I kwartale przyszłego roku.
Jak dowiedzieliśmy się w zespole prasowym Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu, podejrzani policjanci zostali zawieszeni w wykonywaniu obowiązków służbowych na siedem dni. Niektórzy już wrócili do pracy. Dopiero po zakończeniu postępowania sądowego wszczęte zostanie wobec nich postępowanie dyscyplinarne.
za:http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,3776759.html
Policjant złapany na kradzieży w hipermarkecie
Mariusz D. to oficer z operacyjnego zespołu zajmującego się infiltracją środowisk pseudokibiców. W sierpniu objęto go ochroną po groźbach ze strony szalikowców Ruchu Chorzów. W sobotę został złapany w Castoramie na kradzieży miarki budowlanej o wartości 54 zł.
W sobotę ochrona chorzowskiej Castoramy zauważyła na monitorach, jak Mariusz D., znienawidzony przez szalikowców policjant z Rudy Śląskiej, odpakowuje miarkę budowlaną, po czym przypina ją sobie do paska spodni. Funkcjonariusza zatrzymano za kasami, za miarkę nie zapłacił.
Wezwani na miejsce policjanci po obejrzeniu taśm z monitoringu uznali całe zajście za wykroczenie (jest nim kradzież rzeczy o wartości poniżej 250 zł) i zaproponowali D. mandat w wysokości 100 zł. Ten go jednak nie przyjął, wyciągnął legitymację służbową i oznajmił, że miarkę wyniósł przez przypadek. Policjanci skierowali więc wniosek do sądu grodzkiego o ukaranie swojego kolegi.
- Zależy nam na rzetelnym wyjaśnieniu tej sprawy. Komendant miejski wszczął wobec D. postępowanie służbowe, którego zakończenie zależy od orzeczenia sądu - tłumaczył wczoraj podinspektor Andrzej Gąska, rzecznik prasowy śląskiej policji.
O Mariuszu D. było głośno już w sierpniu tego roku. Nieformalny przywódca szalikowców Ruchu Chorzów odwiedził go wtedy w domu i oznajmił, że policja ma przestać zajmować się pseudokibicami. Zagroził, że w innym wypadku D. zostanie pobity, a jego mieszkanie spalone. Policjanta i jego najbliższych objęto wtedy ochroną.
Mariusz D. nie chciał wczoraj rozmawiać o zatrzymaniu w Castoramie. - To był przypadek, wszystko wyjaśnię przed sądem - zapowiedział.
Policjanci zamieszani w usiłowanie zabójstwa
2006-12-20 16:30
Policjant z garnizonu łódzkiego oraz była policjantka z garnizonu śląskiego są podejrzewani o usiłowanie i pomoc w usiłowaniu zabójstwa męża kobiety. Zatrzymało ich Biuro Spraw Wewnętrznych KGP. Obojgu grozi dożywocie.
dalej
Poinformował o tym w środę PAP Krzysztof Hajdas z wydziału prasowego Komendy Głównej Policji.
W lutym 2006 r. nieznany sprawca dostał się do domu pokrzywdzonego mężczyzny. Swoją ofiarę obezwładnił gazem łzawiącym i zadał mu ciosy nożem w szyję i klatkę piersiową. - Zaatakowany mimo ciężkich obrażeń przeżył, prawdopodobnie dlatego, że napastnik został spłoszony - relacjonował Hajdas.
Sprawą zajęli się funkcjonariusze z Komendy Miejskiej Policji w Jastrzębiu Zdroju. Przyjmowali kilka wersji zdarzeń m.in. kwestie finansowe związane z rozwodem mężczyzny. W sierpniu wytypowali prawdopodobnego sprawcę - jak się okazało policjanta z Łodzi z 19- letnim stażem służby.
- Policjanci z Jastrzębia Zdroju powiadomili o swych podejrzeniach funkcjonariuszy z BSW. Wczoraj policjant i żona poszkodowanego mężczyzny - b. policjantka zostali zatrzymani. Mężczyzna jest podejrzewany o usiłowanie zabójstwa, natomiast kobieta o pomoc w dokonaniu tego czynu - powiedział Hajdas.
Była policjantka odeszła ze służby na własną prośbę w 2003 roku.
Policjant na służbie prowadził po pijaku
Ponad trzy promile alkoholu w organizmie miał policjant, który w nocy z czwartku na piątek w Zamościu (Lubelskie) jechał prywatnym samochodem, w czasie gdy powinien pełnić służbę. Zostanie dyscyplinarnie zwolniony z pracy - poinformowała policja.
O audi jadącym "wężykiem" zawiadomił policję przypadkowy kierowca. Za kierownicą samochodu siedział 35-letni sierżant Arkadiusz S., funkcjonariusz z posterunku w Starym Zamościu. Badanie alkomatem wykazało, że miał ponad trzy promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Powinien w tym czasie być na służbie. Miał przy sobie broń.
Okazało, że sierżant opuścił służbę. Zostanie dyscyplinarnie zwolniony z pracy; postępowanie już wszczęto. Będzie też odpowiadał karnie za prowadzenie po pijanemu - powiedział rzecznik Komendanta Wojewódzkiego Policji w Lublinie Janusz Wójtowicz.
za: http://wiadomosci.wp.pl/w...36&ticaid=12e7b
10.01.98
10 stycznia mija 9 rocznica smierci Przemka Czaji, kibica Czarnych Słupsk zamordowanego przez bezmózgiego zomowca. Mysle że nie można zapominac o tym wydarzeniu gdyż tak naprawde na miejscu Przemka mógł być każdy z nas, naszych znajomych, lub naszych dzieci...

Przypomne moze co sie wydarzyło 9 lat temu, 10 stycznia 1998 w Słupsku:
Tego dnia, w tamtejszej hali sportowej „Gryfia” rozgrywany był mecz koszykówki między drużynami „Czarnych Słupsk” i „AZS Zagaz Koszalin”. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem „Czarnych”, rozradowani zwycięstwem swojej drużyny kibice wyszli na ulice, gdy grupa kibiców przechodziła przez jezdnię na czerwonym świetle, siedzący wraz z policjantem Robertem K. w radiowozie Darioisz Woźniak wyskoczył z radiowozu, popędził za trzynastoletnim (!) Przemkiem Czają i kilkakrotnie uderzył go pałką w szyję i głowę. Bił go jeszcze, gdy chłopiec leżał już nieprzytomny na chodniku. Pomimo próśb kibiców, policjanci nie wezwali karetki pogotowia. Po kilkunastu minutach Przemek Czaja zmarł.
Przez cztery następne dni Słupsk był miejscem gwałtownych walk między kibicami – przybyłymi również z innych miast – a policją. Na ulicach miasta płonęły barykady, rzucano kamieniami oraz butelkami z benzyną i demolowano policyjne samochody.
Pół roku później Sąd Okręgowy w Koszalinie skazał aresztowanego następnego dnia po śmierci Przemka morderce w mundurze na 6 lat więzienia za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Wskutek odwołania, złożonego przez oskarżycieli posiłkowych (rodziców Przemka Czai) i prokuratora Sąd Apelacyjny w Gdańsku podwyższył wyrok w jego sprawie do 8 lat pozbawienia wolności. Ten skurwiel jednak nie odsiedział orzeczonej kary w całości. Po dziewięciu miesiącach spędzonych w areszcie tymczasowym wyszedł za kaucją w wysokości 5 tys. złotych, którą wpłacił za niego Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Policjantów w Słupsku. Później – dzięki opiniom lekarskim – przez jeszcze blisko dwa lata przebywał na wolności. Do więzienia zgłosił się w połowie 2000 roku. Wyszedł po czterech latach (co zgodnie z prawem stanowiło minimalny okres do warunkowego zwolnienia) za dobre sprawowanie, czyli biega juz sobie na wolności. I gdzie tu sprawiedliwość?
Ile ten podczłowiek przesiedział w pierdlu za swój czyn?

Zawsze i wszędzie...
Policjanci ranili 3-letnie dziecko?
W środowy wieczór pod hipermarketem w Poczesnej k. Częstochowy doszło do strzelaniny, w której - według "Gazety Wyborczej" - policjanci ranili 3-letnie dziecko. Fotoreporter, który zrobił zdjęcia podczas akcji został zatrzymany.
Jak informuje "Gazeta Wyborcza", całe zdarzenie wyglądało jak scena z filmu akcji. Przed zamknięciem sklepu na parkingu pojawiły się nieoznakowane radiowozy i rozpoczęła się strzelanina. Z relacji świadków wynika, że wszystko trwało kilkanaście sekund.
Świadkiem strzelaniny był także fotoreporter "Gazety", który całe zdarzenie sfotografował. Zdjęcia nie trafiły jednak do redakcji, ponieważ policja zatrzymała fotoreportera i zarekwirowała karty pamięci z aparatu.
Jak dowiedziała się "Gazeta Wyborcza", podczas akcji w ręce CBŚ wpadł handlarz narkotykami. "Znaleziono przy nim sporą ilość amfetaminy. Kiedy bandyta próbował uciekać, policjanci wstrzelili mu do auta granat hukowy. Ładunek poranił trzyletnie dziecko handlarza. Czy policja wiedziała, że w samochodzie jest mała dziewczynka - nie wiemy" - czytamy w dzienniku.
- Dziecko przyjechało do nas pod eskortą policji. Miało poranioną twarz i powierzchowne oparzenia. Po opatrzeniu pojechało z matką do domu, musi się stawiać na zmianę opatrunków - mówiła "GW" Magdalena Sikora, rzeczniczka szpitala na Parkitce.
Tymczasem policja milczy. - Obecnie trwają przesłuchania osób zatrzymanych. Dla dobra śledztwa nie mogę nic więcej na ten temat powiedzieć. Co do zatrzymanego przez nas aparatu fotograficznego jednego z dziennikarzy "Gazety Wyborczej", to po dokonaniu odpowiedniej analizy i sprawdzeniu czy na zdjęciach zostały utrwalone twarze osób z CBŚ, oddamy urządzenie w trybie niezwłocznym - powiedział w rozmowie z INTERIA.PL Romuald Basiński, rzecznik częstochowskiej prokuratury.
za: http://fakty.interia.pl/f...cko,857453,2943
znalazłem w necie
Cz.1
http://www.youtube.com/watch?v=4F6Rh8WH-ck
Cz.2
http://www.youtube.com/wa...related&search=
" (...) Unikatowy (po raz pierwszy na internecie) pokazany film, gdzie po jednym z meczów kibicowi wracającemu z meczu motocyklem została zagrodzona droga ( przez policjanta ) i zostały otwarte drzwi, które kibica stoczyły z toru, po czym wpadł pod autokar. Pomimo wysilku lekarzy i kilkuminutowej reanimacji kibic zmarl (...) "
Pijany policjant potrącił autem mężczyznę i uciekł
Kierownik sekcji ruchu drogowego w komendzie policji w Rybniku potrącił na drodze mężczyznę i uciekł z miejsca wypadku. Kiedy został zatrzymany, okazało się, że jest pijany.
Do wypadku doszło w piątek ok. 17.30 w Przegędzy k. Rybnika. Policjant jechał audi 80, potrącił mężczyznę na ul. Mikołowskiej. Mężczyzna trafił do szpitala, jest w krytycznym stanie.
Jacek Pytel z zespołu prasowego śląskiej policji, który potwierdził informację o zatrzymaniu policjanta, powiedział PAP, że kiedy doszło do wypadku, funkcjonariusz był po służbie i jechał prywatnym autem. Po ucieczce z miejsca wypadku został zatrzymany kilka godzin później u rodziny.
Według Pytla, badanie trzeźwości funkcjonariusza wykazało 0,8 promila alkoholu. Pytel zaznaczył, że także ofiara wypadku była pod wpływem alkoholu. Zdaniem policji, mężczyzna przebiegał przez ulicę, kiedy został potrącony.
Policjant odpowie prawdopodobnie za prowadzenie po pijanemu i nieudzielenie pomocy poszkodowanemu.
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach Michał Szułczyński powiedział w sobotę PAP, że dotychczas nie postawiono policjantowi zarzutów - ciągle trzeźwieje.
za: http://wiadomosci.onet.pl/1474138,11,item.html
Afera "łowców blach": Zatrzymano policjantów
W Krakowie trwają zatrzymania osób związanych z tzw. mafią blacharską - policjantów, którzy przekazują informacje o wypadkach do firm holowniczych. Józef Giemza z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie poinformował, że zatrzymano 14 osób, spośród których 7 to policjanci z Komendy Miejskiej Policji w Krakowie. Jest wśród nich komisarz policji. Pozostałych pięć osób to właściciele firm holowniczych.
Prokurator Giemza podał na konferencji prasowej, że zarzuty wobec policjantów dotyczą przekroczenia uprawnień, korupcji, ujawnienia tajemnicy służbowej, nakłaniania do fałszywych zeznań oraz działania w zorganizowanej grupie przestępczej.
Józef Giemza wyjaśnił, że policjanci brali łapówki od firm holowniczych za przekazywanie im informacji o kolizjach i zaznaczył, że była to zorganizowana działalność. Dodał, że śledztwo obejmuje okres dwóch lat. Podkreślił, że materiał dowodowy już na tym etapie śledztwa pozwala na postawienie podejrzanym zarzutów.
Prokurator z Tarnowa Marek Jamrozowicz, który przejął śledztwo od Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie zaznaczył, że śledztwo ma charakter rozwojowy. Prokurator podkreślił, że wydano ponad 50 postanowień i przeszukaniu i czynności te są teraz realizowane. Dodał, że śledztwem objętych jest około tysiąc zdarzeń. Wyjaśnił też, że materiał dowodowy jest bardzo obszerny, w przypadku jednego z podejrzanych liczy aż 60 stron. Zaznaczył, że sprawa dotyczy wąskiej grupy policjantów z miejskiej grupy dowodzenia, zajmującej się koordynowaniem działań policji przy wypadkach i kolizjach.
- Sprawa ma charakter rozwojowy. Dysponujemy dowodami pozwalającymi na postawienie zarzutów - powiedział na dzisiejszej konferencji prokurator Marek Jamrozowicz.
O aferze od rana informuje dziś RMF FM. - Byliśmy gotowi do zatrzymań jeszcze przed pielgrzymką Benedykta XVI- powiedział rozgłośni funkcjonariusz z Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej. - Okazało się jednak, że operację tę trudno przeprowadzić logistycznie - dodał.
Według reporterów radia, na krakowskim rynku liczą się trzy firmy. Właścicielem jednej z nich jest były policjant, dwie pozostałe zawarły układy z kilkunastoma funkcjonariuszami.
Podkupieni policjanci, gdy dostaną zgłoszenie o kolizji, wysyłają smsa do konkretnej firmy holowniczej. Według RMF FM, pracownicy firm "współpracujących" z policją świetnie się znają i bez problemu dogadują się ze sobą: kto pierwszy przyjedzie na miejsce wypadku, ten bierze zlecenie.
Policjant za wiadomość o wypadku dostawał 10 proc. wartości naprawy, średnio: od 500 do 1000 zł.
za: http://wiadomosci.gazeta....00,3899386.html
Policjant zgwałcił pijaną studentkę
Zarzut dwukrotnego doprowadzenia do obcowania płciowego kobiety zatrzymanej w policyjnej izbie zatrzymań postawiła prokuratura funkcjonariuszowi Komendy Miejskiej Policji w Lublinie 32-letniemu Grzegorzowi K.
Jak poinformował z-ca szefa Prokuratury Okręgowej w Lublinie Marek Woźniak, policjantowi grozi do 8 lat więzienia.
Patrol policji zatrzymał w poniedziałek w nocy na ulicy pijaną studentkę lubelskiej Akademii Medycznej. Ponieważ kobieta nie podała funkcjonariuszom swojego adresu została przewieziona do policyjnej izby zatrzymań. Przebywała tam do rana i została zwolniona. W środę zgłosiła się do prokuratury i złożyła zawiadomienie o dwukrotnym zmuszeniu jej do stosunku przez policjanta pełniącego służbę.
- Kobieta została dokładnie przesłuchana, szczegółowo opisała okoliczności, rozpoznała policjanta. Została przebadana przez lekarza - powiedział Woźniak.
Prokuratura postawiła policjantowi zarzut wykorzystania bezradności osoby i doprowadzenie jej do obcowania płciowego. Czyn ten zagrożony jest karą więzienia do 8 lat. Prokuratura nie podjęła jeszcze decyzji o zastosowaniu środków zapobiegawczych w stosunku do podejrzanego policjanta.
za: http://fakty.interia.pl/f...tki,878227,2943
Stołeczna policja fałszowała raporty
2007-04-07 03:41
W komendzie stołecznej prowadzono "kreatywną statystykę" przestępstw, dzięki której warszawska policja wyglądała na efektywniejszą - dowiedział się nieoficjalnie "Dziennik". To główny powód kłopotów szefa stołecznej policji Jacka Kędziory.
"Kreatywna statystyka" to nic innego jak fałszowanie policyjnych danych. Kontrolerzy z Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji natknęli się na nieprawidłowości już kilka tygodni temu - jeszcze przed zastrzeleniem dwóch braci z Wołomina. - Dotyczą one przynajmniej tysiąca spraw, które usunięto z oficjalnych zestawień przestępstw zgłoszonych bądź wykrytych w KSP - zdradza rozmówca gazety z Komendy Głównej.
- Potwierdzam, że nieprawidłowości w sprawie Wołomina nie są jedynym powodem, dla którego zastanawiamy się nad dymisją szefa KSP. Chodzi o sprawy wykryte jeszcze przed śmiercią braci Cz. - mówi szef MSWiA Janusz Kaczmarek.
Z informacji gazety wynika, że obecnie w KSP pracuje aż dziewięć kontroli z KGP i MSWiA. - Nie będziemy się wypowiadali na ten temat, zanim kontrole się nie zakończą - usłyszał "Dziennik" w biurach prasowych komendy głównej i stołecznej.
Jak i po co robi się przekręty na statystykach? - Dla przełożonych liczą się trzy kategorie: ogólna liczba przestępstw, liczba przestępstw wykrytych oraz tzw. dynamika, czyli wzrost lub spadek zarejestrowanych przypadków łamania prawa w porównaniu do ubiegłego roku - wylicza jeden z policjantów.
Dla każdego szefa policji ważne jest, by liczba przestępstw była jak najmniejsza, a wykrywalność jak największa. Policjant opowiada: - Łapiemy dilera narkotykowego. Mamy jedno wykrycie. Ale on mówi, że sprzedał działki np. 20 osobom. To rozbija się na 20 odrębnych spraw. I wykrywalność wzrasta o 2000 proc.! - mówi rozmówca gazety. Aby z kolei poprawić tzw. dynamikę, można z kolei po prostu nie uwzględnić części zawiadomień o przestępstwach i to prawdopodobnie miało miejsce w stołecznej komendzie.
za: http://wiadomosci.o2.pl/?s=257&t=348555
Łódź: Policjant katował zatrzymanych
2007-04-12 12:43
Przed łódzkim sądem stanie 39-letni policjant, oskarżony o przekroczenie uprawnień wobec zatrzymanych. Według prokuratury, oficer dyżurny jednego z komisariatów stosował nieuzasadnioną przemoc wobec czterech zatrzymanych nastolatków: uderzał ich pięścią w twarz, splot słoneczny i kopał po nogach.
Akt oskarżenia w tej sprawie trafił już do Sądu Rejonowego Łódź- Śródmieście - poinformował w czwartek PAP rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania. Oskarżonemu - Przemysławowi W. - grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności.
Według prokuratury, do zdarzenia doszło we wrześniu ub. roku na terenie dzielnicy Bałuty. Policjanci otrzymali zgłoszenie o pojawieniu się agresywnej grupy pseudokibiców. Chuligani pobili kilka osób, w tym syna oskarżonego. W tym czasie inna grupa nastolatków grała w piłkę na jednym ze szkolnych boisk. Młodzi ludzie widząc zbliżającą się grupę chuliganów, uciekli z boiska.
W okolice bałuckiego komisariatu zostali zatrzymani przez policjantów. Większość chłopców była w spodenkach i koszulkach sportowych. Według poszkodowanych, policjanci ich obrażali, kazali leżeć na podłodze komisariatu przez trzy godziny, a jeden z funkcjonariuszy ich bił. Skargę na zachowanie policjantów złożyło czterech pokrzywdzonych, a prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie.
Według ustaleń śledczych, 39-letni Przemysław W., który był wówczas oficerem dyżurnym komisariatu stosował nieuzasadnioną przemoc wobec czterech zatrzymanych. Jednego nich uderzył w twarz, gdy ten był wprowadzany do budynku. Innych pokrzywdzonych uderzał pięścią w twarz i w splot słoneczny oraz kopał ich po nogach. Przeszedł też po plecach jednego z zatrzymanych, który leżał na podłodze komisariatu.
Prokuratura oskarżyła policjanta o przekroczenie uprawnień. W śledztwie funkcjonariusz nie przyznał się do zarzucanych mu czynów i odmówił złożenia wyjaśnień. Jest zawieszony w czynnościach służbowych.
za: http://wiadomosci.o2.pl/?s=257&t=349934
Policjant i strażnik miejski molestowali nastolatki?
Zarzuty molestowania seksualnego dwóch dziewcząt w wieku 14 i 15 lat postawiła prokuratura w Lublinie policjantowi i strażnikowi miejskiemu. Obaj stanowili załogę tzw. gimbus-patrolu do patrolowania okolic lubelskich szkół i uczelni.
Sąd aresztował w środę obu podejrzanych na trzy miesiące - powiedział z-ca szefa Prokuratury Okręgowej w Lublinie Andrzej Lepieszko.
Według ustaleń prokuratury, 27-letni policjant Michał G. i 28-letni strażnik miejski Bartłomiej J. podczas pełnienia służby patrolowej wywabili z domów dwie dziewczyny, radiowozem wywieźli je na teren wojskowego poligonu na przedmieściach i tam doprowadzili do poddania się czynnościom seksualnym.
Strażnikowi miejskiemu prokuratura postawiła zarzut doprowadzenia podstępem do czynności seksualnej 15-latki, zaś policjantowi - 14-latki. Policjant miał grozić dziewczynom śmiercią, jeśli opowiedzą komukolwiek o tym, co się stało.
Obaj podejrzani nie przyznali się do winy. Policjantowi grozi kara do 12 lat więzienia; strażnikowi - do 8 lat więzienia.
Policjant i strażnik zostali zatrzymani we wtorek. Wniosek o ich aresztowanie prokuratura uzasadnia wysokimi karami, które im grożą oraz obawą matactwa. Ze względu na dobro poszkodowanych dziewcząt prokuratura nie ujawnia szczegółów sprawy.
za:http://wiadomosci.wp.pl/wiadomosc.html?kat=1342&wid=8824892&rfbawp=1176910426.222&ticaid=13971
Policjant skazany za kradzież w supermarkecie
POŁAKOMIŁ SIĘ NA MIARKE
Powinien świecić przykładem,a okazał się zwykłym złodziejem.
Mariusz D. policjant z Rudy Śląskiej został przyłapany w supermarkecie na kradzieży wartej 54 zł. miarki.
Sąd skazał go na grzywnę. Wszystko wskazuje,że to nie jedyny grzeszek na koncie gliniarza, który jeszcze do niedawna uchodził za bohatera walczącego ze stadionowymi chuliganami.
Mariusz D. odwiedził jeden z chorzowskich supermarketów 9 grudnia ub.r. Zwrócił uwage na 5-metrową , elastyczną taśme do mierzenia. Na nagraniu z monitoringu widać, jak D. zdejmuje z półki pudełko, otwiera je, wyjmuje ze środka taśme i przypina ją do paska spodni.
Mężczyzna został zatrzymany przez ochronę sklepu,gdy minął kasy bez zapłacenia za miarke. Mariusz D. próbował się wykpić, pokazując policyjną ''blachę''. Tylko jednak pogorszył swoją sytuację, bo ochrona zawiadomiła wydział spraw wewnętrznych w Komendzie Wojewódzkiej Policji. Sprawa trafiła do sądu.
Policjant trafił przed oblicze grodzkiego Sądu Rejonowego w Chorzowie. Nie przyznał się do winy. Twierdził,że wpiął miarke za pasek, bo miał zamiar ją kupić,ale przez roztargnienie o tym zapomniał.
Sąd nie uwierzył w takie tłumaczenia. Szefowie supermarketu dostarczyli bowiem zapis z kamer monitorujących sklep. Policjant został skazany na 600zł grzywny.
-Sąd brał pod uwagę fakt,że skazany jest policjantem,a mimo to dopuścił się wykroczenia. W dodatku wykroczenia wstydliwego i śmiesznego. Dlatego grzywna jest dwa razy wyższa,niż żądał oskarżyciel-podkreśla sędzia Jacek Wiśniewski.
O Mariuszu D. było głośno swego czasu w mediach. Policjant uchodził za bezkompromisowego pogromcę stadionowych chuliganów. Za swoją nieprzejednaną postawę miał być przez nich prześladowany. Sprawą gróźb kierowanych pod adresem funkcjonariusza wkrótce również ma zająć się sąd.
-Myślę , że w sądzie prawda wyjdzie na jaw. Nie straszyłem nikogo. Ten wyrok potwierdza,że policjant nie jest wiarygodny- przekonuje szef kibiców Ruchu Chorzów.
Mariusz D. ma również inne kłopoty. Sąd w Rudzie Śląskiej bada sprawe możliwego fizycznego i psychicznego znęcania się przez policjanta nad rodziną.
-Mariusz zaczął chyba mieszać sferę życia prywatnego i zawodowego. Dostał nawet ochronę , ale z tego co wiem, do żadnego incydentu pomiędzy nim a kibicami nigdy nie doszło-mówi jeden z policjantów znających D.
Mariusz D. nie chciał z nami rozmawiać. Zapowiedział odwołanie się od wyroku chorzowskiego sądu.
Przemysław G.
Źródło: 24 kwietnia 2007 roku w gazeta ''Super Ekspress''
Komendant dostanie dwa lata za promile?
Dwa lata więzienia grozi Leszkowi G., byłemu zastępcy komendanta Komendy Miejskiej Policji w Krakowie. Były policjant prowadził samochód po pijanemu. W chwili zatrzymania miał we krwi ponad 2 promile. Leszek G. został zatrzymany 19 kwietnia, kilka minut po północy na alei Legionów Polskich w Krzeszowicach.
Policjanci drogówki zatrzymali go do rutynowej kontroli, ponieważ samochód jechał pod prąd. Razem z Leszkiem G. w samochodzie jechała druga osoba. Gdy kierowca wysiadł z samochodu, policjanci od razu zauważyli, że nie jest trzeźwy. Wskazywało na to jego zachowanie. Standardowo, jak zwykle w takich przypadkach, kierowcy pobrano krew do badania - poinformował Dariusz Nowak, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Krew byłego komendanta zbadano w Instytucie Ekspertyz Sądowych. Badanie wykazało, że miał 2,1 promila alkoholu we krwi, gdy prowadził samochód. Leszek G. nie ma na razie postawionych żadnych zarzutów. Za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwym grozi mu 2 lata więzienia. (MST)
za:http://wiadomosci.wp.pl/kat,,statp,UHJ6ZWdssWQgcHJhc3k%3D,wid,8853166,wiadomosc.html
Komendant policji strzelał do wędkarzy
Robert W., wicekomendant policji z Łęczycy, zakończył karierę w policji. Powód? Zamiast z kolegami łowić ryby na Wiśle strzelał ze służbowego pistoletu do konkurencyjnych wędkarzy
Około godz. 4 rano w niedzielę nad Wisłę w miejscowości Drwały w Mazowieckiem przyjechały dwie grupy wędkarzy: jedna z Łęczycy, druga z Żyrardowa. Przed południem wędkarze z Żyrardowa zwodowali na rzekę motorówkę, którą chcieli przepłynąć na pobliską wysepkę. Wtedy doszło do awantury z grupą z Łęczycy. Nie spodobało im się to, że motorówka wypłoszy ryby i zniszczy sprzęt do wędkowania. W pewnym momencie jeden z mężczyzn wyciągnął broń i strzelił w stronę płynących łodzią mężczyzn. Chybił. Zaraz potem pobiegł do samochodu i odjechał. Świadkowie zdążyli spisać częściowo tablice rejestracyjne auta i zadzwonili na policję.
- Okazało się, że mężczyzną, który strzelał był Robert W., wicekomendant policji w Łęczycy - informuje January Majewski, z biura prasowego policji w Radomiu. - Błyskawicznie zapadła decyzja o poszukiwaniach. Las przeczesywało kilkudziesięciu policjantów, w poszukiwaniach brał udział także helikopter z kamerą termowizyjną. W końcu udało nam się odnaleźć porzucony samochód, który kilka kilometrów dalej zakopał się na leśnej drodze. Wieczorem przerwaliśmy poszukiwania.
Funkcjonariusze Biura Spraw Wewnetrznych zatrzymali wicekomendanta w poniedziałek rano w Łęczycy. Ferdynand Skiba, komendant wojewódzki, zwolnił już go ze stanowiska za bezprawne użycie broni służbowej. Wobec ekskomendanta wszczęte też zostało postępowanie dyscyplinarne i administracyjne w celu wydalenia go ze służby.
za:
http://wiadomosci.gazeta....69,4148139.html
Dwaj policjanci kradli podczas interwencji
Dwaj krakowscy policjanci odpowiedzą przed sądem za okradanie obywateli podczas interwencji. Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu - poinformował prok. Andrzej Kwaśniewski z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Prokuratura oskarżyła funkcjonariuszy m.in. o kradzież portfela pacjentki odwożonej do szpitala, telefonu - mężczyźnie dowożonemu do izby wytrzeźwień oraz 25 tys. zł oszczędności starszemu panu, który zasłabł i trzeba było wyważyć drzwi do jego mieszkania.
Sprawa wyszła na jaw w październiku ubiegłego roku. Miesiąc wcześniej funkcjonariusze odwozili do szpitala chorą kobietę. Jej mąż powiadomił wtedy policję, że zginął portfel żony z pieniędzmi i trzema kartami bankomatowymi. Policjanci zaprzeczyli, by wiedzieli coś o portfelu, ale miesiąc później zarejestrowała ich kamera bankomatu w jednym z podkrakowskich miast, jak usiłowali wypłacić pieniądze na jedną ze skradzionych kart. Na podstawie tego nagrania zostali zidentyfikowani.
Podczas posiedzenia sądu ws. tymczasowego aresztowania jeden z nich przyznał się do podobnych czynów w przeszłości. Potem odwołał swoje wyjaśnienia, potwierdzając tylko fakt zarejestrowany przez kamerę bankomatu.
Na podstawie analizy dokumentacji z interwencji, w których uczestniczyli policjanci, oraz skarg od obywateli, prokuratura zarzuciła policjantom jeszcze m.in. kradzież telefonu komórkowego mężczyźnie odwożonemu do izby wytrzeźwień i pieniędzy staruszkowi, do mieszkania którego wyważali drzwi podczas interwencji z udziałem straży pożarnej i pogotowia ratunkowego.
Sąd nie aresztował podejrzanych w toku śledztwa - pomimo wniosku prokuratury; zawiesił ich tylko w czynnościach służbowych do czasu rozstrzygnięcia sprawy prawomocnym wyrokiem.
W przypadku udowodnienia winy funkcjonariuszom grozi kara do 8 lat pozbawienia wolności.
za:
http://wiadomosci.wp.pl/w...71&ticaid=14092
wczoraj czytalem ze jest 6500 etatow w policji.
czytajac to wszystko zdecydowalem sie sprobowac.
Popije, postrzelam, podupcze malolaty, jak sie wkurwie to wyzyje sie na podejrzanych. Zyc nie umierac.
A po robocie skocze na solarium
http://www.milanos.pl/video.php?cat=1&id=1772
No nic zaskakującego w tym filmiku nie ma Tak patroluje polska policja
Jak są gdzieś potrzebni to ich nigdy nie ma... ale jak jest wszystko ok to zawsze się mendy pojawią i zepsują dzień.. Oni i ta straż miejska... tyle razy mi humor popsuli że szkoda gadać
11 ofiar zwyrodnialca w policyjnym mundurze
Szokujące ustalenia prokuratury. Wiadomo już, że studentka farmacji zgwałcona w areszcie komendy miejskiej lubelskiej policji nie była jedyną ofiarą sierżanta Grzegorza K. Szokujące zeznania obciążające policjanta złożyło już kolejnych dziesięć kobiet
Zatrzymana przez patrol policji studentka Akademii Medycznej w Lublinie trafiła do aresztu przy Północnej pod koniec lutego, bo nie chciała powiedzieć jak się nazywa i gdzie mieszka. Potem zeznała, że dwukrotnie zgwałcił ją tam sierżant Grzegorz K., który miał strzec bezpieczeństwa zatrzymanych.
Po aresztowaniu bronił funkcjonariusza niemal cały garnizon na czele z komendantem miejskim Zygmuntem Sitarskim, który w rozmowie z "Gazetą" zaznaczył, że policjantowi przedstawiono zarzuty jedynie na podstawie zeznań jednej osoby. - Mamy do czynienia z klasyczną sytuacją: słowo przeciwko słowu. Oczywiście, nie mamy podstaw, by nie wierzyć studentce, ale nie ma również powodów, by nie ufać policjantowi - mówił Sitarski.
Tymczasem winę Grzegorza K. potwierdziły badania śladów DNA: biegli znaleźli ślady nasienia policjanta na pościeli, w której w areszcie spała studentka.
To był dopiero początek prokuratorskiego śledztwa w tej sprawie. Okazało się, że policjant po zgwałceniu studentki zapytał, czy może jej zrobić zdjęcie do swojej "kolekcji" aparatem fotograficznym w telefonie komórkowym. To mogło świadczyć, że zachował się w ten sposób już nie po raz pierwszy. Śledczy dotarli już do kilkudziesięciu kobiet, które w latach 2005-2007 trafiły do policyjnego aresztu. Część z nich została już przesłuchana.
- Dziesięć kobiet zeznało, że Grzegorz K. składał im w areszcie propozycje seksualne i dotykał ich w różne części ciała. Proponował, by z nim tańczyły. We wrześniu, bądź październiku, po przesłuchaniu wszystkich kobiet podejmiemy decyzję o uzupełnianiu zarzutów wobec policjanta - powiedział nam wczoraj Marek Woźniak, zastępca szefa Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Początkowo prokuratura sugerowała, że konsekwencje w tej sprawie poniesie tylko Grzegorz K., bo pozostali trzej policjanci mający tej nocy dyżur o niczym nie wiedzieli. Jednak Robert Bednarczyk, szef Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie, zapowiedział już w maju, że śledztwo wyjaśni też, czy warunki i okoliczności panujące w izbie zatrzymań nie sprzyjały popełnianiu tego typu przestępstw.
Wcześniej wewnętrzne policyjne postępowanie nie doszukało się winy innych funkcjonariuszy. - Przeprowadzona kontrola nie wykazała, by inni policjanci popełnili w tej sprawie błędy - tłumaczył komendant miejski Zygmunt Sitarski. Z jego opinią zgodził się komendant wojewódzki policji Janusz Guzik. Po tekście, w którym skrytykowaliśmy Guzika za to, że nie wyciągnął wobec Sitarskiego konsekwencji służbowych, komendant wojewódzki zażądał od prokuratury ścigania dziennikarza i redaktor naczelnej lubelskiej "Gazety". Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura w Sokołowie Podlaskim.
Zygmunt Sitarski jest na urlopie. W środę nie udało nam się też skontaktować z komendantem Guzikiem.
Sprawa gwałtu trafiła do Strasburga
Zgodnie z orzeczeniem trybunału w Strasburgu gwałt dokonany przez funkcjonariusza publicznego w czasie sprawowania przez niego funkcji urzędowych w instytucji poddanej nadzorowi państwa rodzi nie tylko odpowiedzialność prywatną sprawcy, ale jest także czynem, za który odpowiedzialność ponosi państwo, gdyż uznawany jest za tortury w rozumieniu Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
Sprawą gwałtu w lubelskim areszcie zainteresował się już Komitet ds. Zapobiegania Torturom oraz Nieludzkiemu i Poniżającemu Traktowaniu w Strasburgu.
Komitet co prawda nie może rozpatrywać konkretnych spraw indywidualnych, a tym samym interweniować w toczących się sprawach prokuratorskich czy dyscyplinarnych. Jego zadaniem jest kontrola ogólnych warunków pozbawienia wolności, w tym traktowania aresztowanych osób przez personel instytucji zamkniętych. Komitet bada takie informacje w ramach okresowych, regularnych wizytacji - w Polsce być może taka wizytacja przypadnie w przyszłym roku - albo w ramach wizytacji ad hoc dla pilnego zbadania konkretnej sytuacji czyli np. warunków w areszcie przy ul. Północnej, gdzie Grzegorz K. zgwałcił studentkę. Jej efektem byłby raport, z którego w przypadku stwierdzenia nieprawidłowości musiałby się tłumaczyć komitetowi polski rząd.
Źródło: Gazeta Wyborcza Lublin
http://wiadomosci.gazeta....69,4340391.html
Jak chodze po naszym rynku to aż mi sie śmiać chce. Kapy jeżdżą dokoła rynku jakby tam mogło sie coś stać, zamiast pojawić sie w ciemnych miejscach to wolą być tam gdzie bezpieczniej. Takie patrolowanie to zabardzo nie ma sensu ale to są plscy plicjanci poprostu.
Ja niestety zawsze mam szczęście na pały jak coś to zawsze ja ale tym razem to te ku*** przegieły... Dziś jadąc na mecz Górnik Zabrze - polonia bytom jak zawsze mieliśmy wystawione szale przez okno ale jechaliśmy wcześniejszym busem żeby kupić bilety nagle wszedł kierowca i m iten szal wytargał i poszedł zaraz poszliśmy do niego w czym ma problem. Okazało się że wyżucił mi ten szal na przystanku... Potem było długa gadka asz w końcu gdy wysiadaliśmy w Zabrzu podeszliśmy do niego albo kasa albo szal a on że mamy iść bo wezmie policje cwaniak jeden na początku taki odważny a potem jak zaczoł dusić jednego kibica i go skopali za to to aż cały zbladł i mu ręcę drżały zbutowali mu autobus go pobili troche i nie umiał ruszyć ale ktos wezwał policję i nas złapali przed stadionem... Na początku to źle wyglądało ale potem skońcvzyło się mandatem. Zgadnijcie ile dostałem za to że mi kierowca ukradł szal? 200zł... SKURWIELE NIEBIESKIE ku***... mialiśmy do wyboru sprawa w sądzie ale mandat... A jak sie z nimi kłuciłem że to pzrecież kierowca zaczoł on mi zajebał szal to oczywiście nic sobie z tego nie robili stwierdzili że to ja byłem agresor itp... to sie odemnie zaczęło... pierdole ich ku***, przynajmniej kirowca od nas dostał i bus rozjebany Ale wkurwiony jestem jak nigdy....
@edit to był mój szal ROWu musze sobie kupić nowy na szczęście teraz będą te nowe
bus rozjebany
niy no + za akcjo, dobrze, ze siedzenie, kasownik, albo okno odddac nie potrafi co?
No ej ten kierowca se cwaniakował jeszcze padoł że to jego bus i jak wezwał pały to myślał że se odjedzie a tu dostał po ryju i mu busa zbutowaliśmy przynajmniej tam siedział jak debil az mu przyślą coś żeby go zabrać No i kurde za to że mnie okradli 200 zł mandatu dostałem...
Brock ty chyba normalny nie jesteś.
Ty zapomnij o jakimkolwiek szaliku, Ty nie potrafisz oboronić szala przed kierowcą to co zrobisz jak inny kibic będzie chciał Ci szal skroić. Bus mu okopiesz? Energię mogłeś zużyć na pilnowanie szalika, a nei na kopanie busa. Jakbyś nie wiedział to bus nie odda.
Ja nie mogę człowieku on go wyszarpał to żeśmy poszli za nim to była chwilka ja go nie trzymałem więc łatwo było go wziąść ale jak sie okazało że go wyrzucił to dostało mu się obili mu morde. Co innego jak bym ten szal trzymał w ręcę to bym go nie puścił.. a tobie sie fajnie gada ciekawe co ty byś zrobił... A te szmaty kurde zajehcąły nas chamsko od drugiej strony i nas zgarneły..
jest jedna zasada której się trzymam, jak mam barwy to ich pilnuje. ku*** jak jakiś kierowca mógł ci zabrac szal, a Ty o tym nie wiesz?
Odpowiedz sam sobie na pytanie kto jest winny?
Koniec tematu, bo inni kibice czytaja i ubaw mają.
Wiem boże to głupoie jest ale wchodzi se normalny facet bocznytmi drzwiami podchdozi do mnie no normalny koleś chce jechac busem ale on wyszarpał szal no i daje tam to my za nim to była chwilka jak bym wiedział że to idzie hakis debil to bym ten szal trzuymal w ręce ale jesccze nigdy nie było czegos takiego że jak sie jedzie na emcz to ci szale z okna wyrywają zawsze tak robymi i jakos sa bezpieczne ale ok koniec tematu może lepiej wogole usunąc te posty o tym ?
Drogi Brock'u czytam Twoje wypociny i już tego zdzierżyć nie mogę!. Zdaje sobie sprawę z tego, że fajnie jest mieć wysoką liczbę przy rubryce "Posty" ale bez przesady !. Z Twoich pożal się Boże wpisów nie wynika nic, prócz tego, że masz olbrzymie problemy zarówno ze sobą jak i z ortografią. Dlatego wyświadcz sobie przysługę i przestań sie ośmieszać.
PS: Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę ale to min. wypowiedzi na forach kreują wizerunek kibica, a czytając Twoje, nie dziwie się tym wszystkim którzy mają nas za debili.
Nie wiem Brock czy z ciebie się śmiać czy płakać z twojego powodu.
Koniec bezsensownych wypowiedzi na jego temat :]!
Pijany policjant na służbie przejechał rowerzystę
74-letni rowerzysta zmarł w szpitalu po wypadku, do którego doszło w niedzielę w Jastrzębiu-Zdroju na Śląsku. Kierowca samochodu - policjant, z którym zderzył się rowerzysta, miał w wydychanym powietrzu ponad 3 promile alkoholu - poinformowała śląska policja.
Do tragicznego w skutkach wypadku doszło na skrzyżowaniu jastrzębskich ulic Libowiec i Okrzei. Jak wstępnie ustalono, kierujący seatem ibizą potrącił 74-letniego rowerzystę, który zmarł po przewiezieniu do szpitala - powiedział Piotr Bieniak z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
Funkcjonariusze, którzy przybyli na miejsce zdarzenia, stwierdzili że samochodem kierował ich kompletnie pijany kolega z miejscowej komendy policji. 40-letni aspirant sztabowy z dwudziestoletnim stażem pracy, zatrudniony jako technik kryminalistyki, w chwili zdarzenia pełnił służbę - w ramach tzw. dyżuru domowego.
Policjant w najbliższym czasie prawdopodobnie zostanie zwolniony z pracy. Jeśli okaże się winnym zderzenia z rowerzystą, oprócz odpowiedzialności dyscyplinarnej i sankcji za jazdę po pijanemu, będzie mu groziła kara za spowodowanie śmiertelnego wypadku - do 12 lat więzienia.
za:
http://wiadomosci.wp.pl/w...=1190657213.758
W ten weekend bylem na meczu Astra Ustronie Morskie -Pogoń Szczecin. to co wyrabialo ZOMO przechodzi ludzkie pojecie,gazowali nas,palowali bez przyczyny,wyzywali...Kilkunatu ludzi zawineli na dolek ....
Potem sie dziwia smiecie,ze sa zadymy,jak sami zaogniaja sytuacje...
Pozdrowienia dla ROW-u [/list]
moj nick ze stronki...
Górnik napisze oficjalne pismo do wojewódzkiej komendy policji w Łodzi w sprawie zachowania policji wobec fanów, którzy pojechali na sobotni mecz z ŁKS. Wśród osób, które dostały pała po plecach był między innymi dyrektor Górnika ds. marketingu, Krzysztof Maj, który regularnie jeździ na mecze z kibicami i razem z nimi siedzi na trybunach. - Takim zachowaniem policja nie ma szans zasłużyć sobie na szacunek. Nie wiem, skąd takie reakcje, skoro ze strony kibiców nie było żadnej prowokacji. Po meczu trzymano nas ponad godzinę w ulewnym deszczu, choć do podstawionego pociągu, którym przyjechaliśmy z Zabrza było kilkaset metrów. Nagle usłyszeliśmy komendę "bieg". Kiedy przyśpieszyliśmy zaczęło się pałowanie po nogach. Gdy pomagałem koledze wstać, dostałem pała po plecach i głowie. Mamy to wszystko nagrane - relacjonuje sobotnie wydarzenia dyrektor Maj.
źródło: Sport
http://sport.onet.pl/0,12...,wiadomosc.html
10 Stycznia Szalik - Cegielka - Nie badz obojetny!
http://mzks.webd.pl/forum/viewtopic.php?t=547
Troche z historii
http://mzks.webd.pl/forum/viewtopic.php?t=133
http://mzks.webd.pl/forum/viewtopic.php?t=22
http://mzks.webd.pl/forum/viewtopic.php?t=43
Prokuratura wyjaśnia, czy policjanci pobili nastolatka
PAP
Prokuratorzy i policjanci z Biura Spraw Wewnętrznych i wyjaśniają okoliczności pobicia 17-latka z Wyr (Śląskie). Twierdzi on, że został poturbowany na komisariacie. Po kilku dniach w szpitalu usunięto mu śledzionę.
Zespół prasowy śląskiej podał, że o sprawie poinformował policję ojciec chłopca. Według jego relacji, syn miał zostać pobity przez funkcjonariuszy komisariatu w Łaziskach Górnych. Policjanci z Łazisk zaprzeczają.
Według wstępnych ustaleń policjantów z Wydziału Kontroli KWP w Katowicach, w poniedziałek wieczorem, podczas legitymowania nastolatek nie chciał podać policjantom swoich danych, dlatego został przewieziony został do komisariatu, by potwierdzić jego tożsamość.
Godzinę później chłopak wyszedł z komisariatu. Swoim kolegom opowiedział, że został tam pobity. W środę nastolatek źle się poczuł. Karetką pogotowia został przewieziony do szpitala, gdzie został poddany zabiegowi usunięcia śledziony. Tego samego dnia po południu jego ojciec zawiadomił policję.
Szef śląskiej policji polecił dokładnie wyjaśnić sprawę. Do komisariatu w Łaziskach pojechali policjanci z Wydziału Kontroli komendy wojewódzkiej, którzy zebrane na wstępie informacje przekazali prokuratorom z Mikołowa i policjantom z Biura Spraw Wewnętrznych KGP, czyli tzw. policji w policji. (mg)
za:
http://wiadomosci.wp.pl/w...31&ticaid=14ff2
Banda nierobów przyłapana na opierdalaniu
http://pl.youtube.com/watch?v=TY7TAZ3NQAY
Szefowie policji wyłudzają mieszkania od resortu
- Bezdomny - w rubryce "miejsce zamieszkania" wpisują w całym kraju komendanci policji. Dostają mieszkanie z przydziału, przepisują je na kogoś z rodziny i biorą kolejne w ten sam sposób. Miał tak robić nawet Antoni Kowalczyk, były szef polskiej policji - alarmuje "Newsweek" po ujawnieniu wyników swojego śledztwa.
Tygodnik pisze, że zrobił tak obecny zastępca komendanta głównego policji, Henryk Tusiński. Tusiński zrobił na tym świetny interes - najpierw w 1999 roku przejął mieszkanie w Wałbrzychu, gdzie był wiceszefem policji. Jak donosi "Newsweek" wykupił je za 20 proc. wartości. Później przepisał lokal na córkę i przeniósł się do Wrocławia, gdzie dostał awans. Tam dostał do dyspozycji piękne, wyremontowane, 72-metrowe mieszkanie.
"Newsweek" przypomina, że ustawa o policji zabrania, by funkcjonariusz zajmował jednocześnie dwa mieszkania otrzymane z resortu. To dlatego, komendant Tusiński przepisał mieszkanie na córkę.
Według tygodnika nie tylko on miał tak robić - w artykule napisano, że podobnie zrobił również były szef polskiej policji, generał Antoni Kowalczyk. Po przeniesieniu się do Warszawy, podarował córce swoje krakowskie mieszkanie uzyskane z zasobów policji, a za chwilę przyznano mu kolejny 54-metrowy lokal na Mokotowie. Kowalczyk mieszkanie to wykupił za 15 proc. wartości, a po zakończeniu służby wrócił do Krakowa. Warszawski lokal wynajmuje innym do dziś - pisze "Newsweek".
Inny przykład to sprawa byłego komendanta wojewódzkiego policji w Krakowie, nadinspektora Andrzeja Woźniaka. Tuż przed swoim odwołaniem na przełomie 2005/2006 otrzymał przydział mieszkania od ówczesnego szefa KGP, Marka Bieńkowskiego. Wystarczyło, że podarował swój dom w Andrychowie córce - pisze "Newsweek".
za: http://wiadomosci.gazeta....73,4957089.html
Najpierw ich pobił, a potem oskarżył o napaść
Policjant bił pałką czwórkę młodych ludzi, choć to oni byli ofiarami napaści i wezwali funkcjonariuszy. Teraz mają sprawę o naruszenie nietykalności funkcjonariuszy, a policjant nadal pracuje na śródmiejskiej komendzie w Warszawie.
4 października ubiegłego roku o godz. 5.05 w klubie Cinnamon w budynku Metropolitanu przy pl. Piłsudskiego 1 dochodzi do sprzeczki między Michałem Królem a nieznajomym Hiszpanem bawiącym się w klubie. Obcokrajowiec łamie Michałowi nos. Kamila, narzeczona młodego mężczyzny, widząc go zakrwawionego, dzwoni po policję. Tymczasem Hiszpanie wychodzą i szarpią się ze sobą na zewnątrz klubu. Widać to
wyraźnie na nagraniu z monitoringu budynku, do którego dotarliśmy.
Wtedy nadchodzi łysy mężczyzna w białej kamizelce. W ręku trzyma pałkę teleskopową. Nie przedstawia się, od razu zachodzi od tyłu niewidzących go Hiszpanów i bije ich pałką gdzie popadnie. Jest sprawny i skoncentrowany na zadawaniu uderzeń. W tym momencie z klubu wychodzi Michał i jego kolega Przemek Kaźmierczak. Rzucają się w stronę bijatyki, bo widzą tych, którzy ich przed chwilą zaatakowali. Chcą pomóc ich obezwładnić, ale niespodziewanie łysy mężczyzna rzuca się na nich. Uderza jeszcze kilka razy i dopiero jego partner mówi, że obaj są policjantami. Ten, który bił, to starszy posterunkowy Mikołaj Fałkowski. Sytuacja uspokaja się na chwilę. Czwórka Polaków (do grupy dołączają jeszcze Kamila i jej siostra Diana) próbuje agresywnemu policjantowi wytłumaczyć, że to oni wezwali patrol i że to oni są pokrzywdzeni. Drugi policjant, posterunkowy Adam Mirosz, próbuje dogadać się z cudzoziemcami, ale bez powodzenia. Fałkowski wybucha bez powodu i atakuje stojących spokojnie Polaków. Najpierw na ziemię rzuca Michała, potem odwróconego plecami do niego Przemka. Uderza go kilkakrotnie pałką.
- Zachowywał się jak dzikie zwierzę albo jakby chciał zrobić pokazówkę przed kumplami, którzy stali na bramce w klubie. Byłam w totalnym szoku, nie wiedziałam, co zrobić - opowiada Kamila.
Padają ostre słowa pod adresem policjanta. Fałkowski rzuca się na Kamilę, która ucieka. Michał i Przemek usiłują odciągnąć rozwścieczonego funkcjonariusza od dziewczyny. Policjanci wpychają obu mężczyzn na ścianę. Przyjeżdżają kolejne patrole. Przemek i Michał zostają przewróceni na ziemię, kopani i bici pięściami. Dziewczyny krzyczą na policjantów, są w histerii. Fałkowski powala je na ziemię. Cała czwórka zostaje zakuta w kajdanki. Na tym nagranie się urywa.
- Na komendzie zabrano nas do ubikacji - nas do damskiej, chłopaków do męskiej. Wszystkim kazano rozebrać się do naga, niby do przeszukania. Chłopców wzięli jeszcze do pokoju i bili po całym ciele - wspomina Kamila.
Potem czwórka znajomych dowiedziała się, że postawione im zostały zarzuty napaści na funkcjonariuszy. I wypuszczono.
Michał od razu pojechał do szpitala na Banacha. Zrobiono mu obdukcję. Lekarze stwierdzili siniaki i ślady pałki na całym ciele. Obdukcja razem ze skargą trafiła na komendę. Pobici podważyli zasadność zatrzymania i oskarżyli policjantów o brutalność.
Wytknęli funkcjonariuszom m.in.: nieokazanie legitymacji policyjnej, nieprzesłuchanie biorących udział w zdarzeniu Hiszpanów, agresję, poniżanie, użycie siły wobec niestawiających oporu i niezapewnienie pobitym opieki zdrowotnej. Koronnym dowodem ma być opisane przez nas nagranie, którego policjanci nawet nie dołączyli do akt sprawy, bo stwierdzili, że jest niewyraźne. W notatce służbowej sporządzonej przez policjantów tuż po zajściu opisują oni między innymi, jak Kamila bije policjanta w twarz, jej siostra skacze mu na plecy, Michał uderza go pięścią. Na nagraniu monitoringu niczego takiego nie widać, a potwierdza ono wersję młodych ludzi.
Skarga Michała wysłana do śródmiejskiej komendy przy ul. Wilczej została odrzucona. Poszkodowani nie poddali się i wysyłali pisma wszędzie, gdzie się da. Szukali też świadków zdarzenia. W przeciwieństwie do policji. Sprawa o zasadność zatrzymania trafiła na wokandę. 10 marca ma zostać ogłoszony wyrok.
Odrębne dochodzenie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Bada, czy to Kamila i jej znajomi zaatakowali policjantów, czy policjanci ich. Komenda na Śródmieściu nie chce zająć stanowiska w tej sprawie.
- Jest słowo przeciw słowu. Wszystko wyjaśni postępowanie - mówi starszy aspirant Tomasz Oleszczuk, oficer prasowy komendy na Śródmieściu.
Fałkowski nadal pełni służbę i uczestniczy w interwencjach.
za: http://wiadomosci.gazeta....69,4955868.html
P.S. W sytuacjach gdzie bandyci w niebieskich mundurach łamią prawo, nie należy bać się zawiłości procedury tylko twardo walczyć o swoje. Naprawdę warto.