intruz
Nie mogę znaleźć jego wątku, nie wiem czy wogóle go miał. Jakieś 1,5 roku temu zabrałyśmy go ze schroniska w Tychach, młody, fajny pies trafił do domu, jednak urodziło się dziecko i był zazdrosny, biedak po roku znowu wylądował w schronisku. Zabrałyśmy go do Krakowa i znalazł swój dom na ziemi u bardzo sympatycznej pani i jej syna, którzy stracili rottka. Przed wczoraj pani zadzwoniła, że Fado rozchorował się na grypę żołądkową, bierze antybiotyki, ale jego stan się pogarsza. Pojechałam do niej, pies słaniał się na nogach, w lecznicy zrobili RTG, podjęto decyzję o natychmiastowej operacji, ja wróciłam do domu, Aga pojechała do lecznicy. Operacja miała trwać do późna, o 24 zadzwonił lekarz, niestety Frodo ma nowotwór, który zaatakował wiele narządów i jedynym wyjściem jest uwolnienie go od bólu i cierpienia. Znowu fatalnie zaczął się ten rok, mam nadzieję, że ten dział nie będzie się zapełniał. Właścicielka Fado jest załamana, myślę, że nowy obowiązek w postaci rottka, który dzisiaj do niej jedzie załagodzi smutek po kochanym futrzaku.
Bardzo mi przykro
no właśnie tak to jest jak mają już kochający do to się poddają przekaż Pani, że bardzo nam wszystkim przykro i dziękujemy za danie serce kolejnemu nieszczęśnikowi
szkoda
Pani Fado mówi, że go nigdy nie zapomni, był jej kochanym pieskiem, wiernym przyjacielem. Ciężko było ją namówić na nowego psa, chciała w samotności "opłakiwać" przyjaciela. Myślę, że adopcja psa z Katowic (też Fado) to dobra decyzja, która oderwała ją od przygnębiającego nastroju, pierwszy Fado i tak pozostanie w pamięci.